Dziś słowem „roszczeniowość”, używanym w jak najbardziej negatywnym kontekście, określa się niemal wszystkie grupy pracowników, którzy oczekują lepszych warunków pracy, w tym wyższych pensji. Nie będę się tu rozwodził nad tymi, którzy sobie na to zasłużyli (jak np. górnicy zarabiający średnio 6,5 tys. brutto), lecz chciałbym się skupić na jednej, wielkiej grupie pracowników, którzy są najważniejsi dla polskiej gospodarki: na grupie młodych, dopiero co wchodzących na rynek pracy absolwentów różnorakich szkół, uniwersytetów, liceów czy szkół zawodowych. Oskarża się ich bowiem o to, że oczekują na starcie pensji zupełnie nieprzystających do rynkowych warunków, a swoją postawą wręcz uniemożliwiają sobie zatrudnienie.

Pracodawcy powtarzają od kilku lat, że mamy kryzys, dlatego pensje w Polsce spadają, a młodym oferuje się bez skrępowania zatrudnienie w roli stażysty, oczywiście z wynagrodzeniem wynoszącym 0 zł.

>>> Czytaj też: Nowy zawód w Polsce: wieczny stażysta

Diagnoza jest oczywiście prawidłowa: wchodzimy właśnie w piąty roku kryzysu, który ostatnio stał się szczególnie odczuwalny na rynku pracy w Polsce, gdzie bezrobocie poszybowało do 14 proc., a wśród młodych ludzi zbliża się do 30 proc. Należy jednak zauważyć, że młodzi ludzie zmęczyli się opowieściami o kryzysie, które powtarza się nieprzerwanie od niemal pięciu lat.

Reklama

– Może i pracodawcy mają rację, – myśli 25-latek po studiach po kolejnej propozycji darmowego stażu – ale właściwie dlaczego ja mam ciągle obrywać kryzysem, skoro go nie wywołałem? Po tej pierwszej refleksji przyjdzie druga: innym państwom jakoś się udaje sprawić, że bezrobocie jest niższe, a pensje kilkukrotnie wyższe.

– Dlaczego mam się dobrowolnie skazywać na pracę za grosze – pyta sam siebie przedstawiciel tak zwanego Pokolenia Y – skoro nic nie stoi na przeszkodzie, abym wyjechał do kraju, który zadba o mój rozwój? W Europie brak granic, znam języki obce, a Londyn czy Sztokholm są zaledwie 2 godziny (taniego) lotu stąd – konkluduje.

Obawiam się więc, że jeśli sytuacja szybko się nie poprawi, możemy stać się świadkami jeszcze większej fali emigracji niż w 2004 roku, tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej.

Ze swoją, tak zwaną u nas, roszczeniowością młody Polak nie będzie siedzieć i czekać, aż za 10 lat ktoś zaoferuje mu wreszcie pracę i pensję, które spełnią jego oczekiwania (według polskich standardów wygórowane). Wyjedzie do kraju, który od razu zaproponuje mu warunki pracy spełniające jego oczekiwania. Co więcej, wg standardów szwedzkich lub brytyjskich, te oczekiwania wcale nie będą wygórowane. W zestawieniu z rówieśnikami z danego kraju polska roszczeniowość może być uznana za, co najwyżej, skromną.

Na emigracji młodego pokolenia ucierpią pracodawcy, bo w pewnym momencie zabraknie pracowników, a pensje będą musiały skokowo wzrosnąć, aby kogokolwiek zachęcić do powrotu. Ale najbardziej ucierpi Polska, bo nie będzie miał kto pracować na wzrost gospodarczy, rodzić dzieci czy płacić za utrzymanie szybko starzejącego się społeczeństwa. W grę wchodzi oczywiście ściągnięcie pracowników z krajów biedniejszych od Polski, jednak na dzień dzisiejszy nasze prawo imigracyjne nie sprzyja takiemu rozwiązaniu.

Historia pokazała, że przez ostatnie 20 lat żaden rząd nie był w stanie (lub nie chciał) zająć się gruntowną reformą rynku pracy, a przede wszystkim pomocą tym, którzy dopiero zaczynają karierę. Patrząc w przyszłość ciężko więc uniknąć rysowania jej w czarnych barwach. Nawet jeśli optymistycznie założymy, że wreszcie znajdzie się ktoś, kto jest w stanie zreformować obecny, niewydolny system, takie reformy zajęłyby co najmniej kilka lat, na ich efekty trzeba byłoby więc czekać kolejne kilka lat.

Dlaczego dwudziestokilkulatek z solidnym wykształceniem i wiedzą miałby na to czekać? On chce żyć na rozsądnym poziomie. Dziś, nie jutro. A na jego umiejętnościach wzbogaci się inny kraj. A Polska? W najlepszym razie pozostanie krajem, gdzie odwiedza się dziadków i przywozi wnuków ku przestrodze, aby zobaczyły, co może się stać z państwem, które przestanie zwracać uwagę na swoich obywateli.

(Zdjęcie do artykułu dzięki uprzejmości daily.art.pl)

Polecamy:

>>> Guza: Młodzi, gniewni, na emigracji

>>> Zawód-stażysta, czyli pokolenie na zlecenie

ikona lupy />
Daniel Rząsa,Forsal.pl. Fot. Wojciech Górski / Forsal.pl / Picasa