Minister finansów P. Chidambaram potwierdza: - Moją wizją jest ulokowanie 85 proc. populacji Indii w miastach.

Ci oddani wyznawcy urbanizacji uważają, że historia jest po ich stronie. Europa, USA, a ostatnio Chiny zwiększyły swoją wydajność i stworzyły nowoczesne gospodarki właśnie po przerzuceniu się z rolnictwa na przemysł miejski.

Czy Indie mogą w dzisiejszych czasach skorzystać z tej recepty na dobrobyt? Faktem jest, że indyjskie miasta nie posiadają wystarczającej infrastruktury, aby przyjąć więcej migrantów ze wsi, niż dotychczas przyjęły. Wysoki poziom zanieczyszczenia, przerwy w dostawach prądu, brak odpowiednich warunków sanitarnych, niepokoje społeczne i przestępczość – wszystkie te zjawiska potwierdzają ten fakt. Braki w infrastrukturze, polityczna nieudolność i korupcja, sprawiają że Indie raczej nie będą potrafiły śladami Chin zbudować kompletnie nowych miast dla migrantów.

>>> Czytaj też: Warren Buffett i inni inwestorzy rezygnują z działania w Indiach

Reklama

Miliony Hindusów już porzuciło pogrążony w kryzysie sektor rolniczy, przeskakując z jednej pracy tymczasowej do drugiej, często tylko po to, aby przenieść się do innych wiosek. Pomieszkując w wiosce w stanie Himachal Pradaseh, ze zdumieniem obserwowałem, że są tu obecni migranci z najuboższych, niezurbanizowanych terenów Indii.

Tymczasowe życie

W ciągu ostatnich 10 lat, ludzie ci przeprowadzali się tymczasowo w okolice placów budowy. Korzystają w ten sposób z boomu w branży budowlanej, który nawet tu, w niezurbanizowanej części Himalajów, dał o sobie znać. Wyrastają dzielnice mieszkaniowe, prywatne uczelnie, tamy i tunele przecinające zielone wzgórza. Pracownicy przybyli naznaczeni wszystkimi znamionami nędzy z miejsc, gdzie małe, niewydajne tereny pozbawione systemów irygacyjnych minimalizują możliwości rozwoju. Przybyli boso, ubrani w łachmany, niosąc w ramionach dzieci z objawami chronicznego niedożywienia.

Przez ostatnie lata zauważyłem poprawę warunków materialnych tych ludzi. Pensje, zaniżane przez wiele lat przez bogatych pracodawców, zaczęły wreszcie rosnąć w następstwie rządowego programu gwarantowanego zatrudnienia z 2006 roku. Imigranci mogą wysyłać swoje dzieci do lokalnych szkół stanowych, które w Himachal Pradesh są lepsze niż w większości innych stanów. Wydaje się, że ich stan zdrowia poprawia się w widoczny sposób.

Boom budowlany jest już jednak bliski końca. W mojej wiosce pozostało już bardzo mało miejsca dla deweloperów. Ostatnie powodzie, które zabiły dziesiątki tysięcy pielgrzymów w rejonie, pokazały jakim szaleństwem może być stawianie domów w nieodpowiednich miejscach w Himalajach. Nawet najbardziej przekupni politycy zastanowią się dwa razy przed zaakceptowaniem projektów na dużą skalę. Pytanie więc, gdzie tym razem udadzą się pracownicy? Aby podjąć się próby udzielenia jakiejkolwiek odpowiedzi, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że indyjska gospodarka nie podąża ani europejską, ani chińską drogą rozwoju.

Chiny na przykład rozkwitły na gruncie rynku produkcji, który mógł dać pracę dziesiątkom milionów ludzi. Jednak nawet Chinom trudno jest stworzyć miejsca pracy dla setek milionów ludzi, których rząd postanowił przenieść do miast.
Indyjski rozwój opiera się na usługach, które stanowią prawię połowę PKB. Przemysł generuje 28 proc. PKB, czyli niewiele więcej niż w 1989 roku, gdy odpowiadał za 25 proc. Mimo wysokiego wzrostu gospodarczego w ostatnich latach, liczba miejsc pracy w przemyśle maleje, ograniczając możliwości rozwoju dla 12 milionów Hindusów wchodzących na rynek pracy każdego roku.

Skurczony model

W ostatnim artykule dla najważniejszego inteligenckiego czasopisma w Indiach – "Economic and Political Weekly", Hans P. Binswanger-Mkhize, zwraca uwagę na dziwacznie „skurczony” model gospodarki w Indiach. Nadmiar pracowników w sektorze rolnym, sektor przemysłu, który nie potrafi generować nowych miejsc pracy dla ludzi ze wsi, do tego minimalna część rynku działającego legalnie. Nawet ona jest zmuszona zatrudniać pracowników na czarno lub na krótkoterminowe kontrakty.

Większość miejsc pracy w Indiach powstaje na czarnym rynku, a 90 proc. hinduskiej siły roboczej zatrudniona jest na granicy wyzysku. Ci ludzie przyczyniają się do wzrostu PKB kraju, ale warunki oferowanej pracy sprawiają, że migracja z terenów rolniczych do miasta wcale nie jest aż tak pożądana i uzasadniona. Poznałem wielu ludzi z mojej wioski, którzy wracali z pracy w miastach w przekonaniu, że lepiej im w domu, gdy uprawiają maleńką połać ziemi i wykonują małe zlecenia na boku. Oscylują na granicy ubóstwa, ale tu przynajmniej przysługuje im luksus czystszego powietrza i wody oraz kontaktu z rodziną i przyjaciółmi.

Być może to dobry czas, aby uzmysłowić indyjskim elitom, że naśladowanie Europy i próby przeniesienia gospodarki do miast to senne marzenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie wierzy, że rozwój sektora usług będzie wystarczająco duży, aby zmienić 1,2 miliardowe społeczeństwo w naród dobrze ustawionych konsumentów. I mimo, że produkcja ma być odgórnie ustalonym motorem napędowym gospodarki Indii, kraj być może stracił swoją szansę na sukces w tej materii.

Zmienność kapitału w czasach globalizacji nie jest tu jedynym winnym. Dziesiątki lat temu, wybitny amerykański ekonomista Daniel Thorner stwierdził, że późno rozwijające się kraje z wielkimi populacjami, takie jak Indie, napotykają wielką przeszkodę w czasach, gdy technologia gwałtownie zwiększa wielkość produkcji na pracownika. Zaawansowane technologie i innowacje zabierają pracę ludziom nawet w rozwiniętych gospodarkach.

>>> Polecamy również: Brazylia, Rosja, Indie i Chiny rozwijają się wolniej. Jak zareagują światowe rynki?

Tymczasowe rozwiązanie

Większe inwestycje teoretycznie pomogłyby podtrzymać budowlany boom w Indiach. Jednak Chiny już teraz odczuwają zużycie tego modelu rozwoju i odkrywają wbudowane w niego limity. Tymczasowa praca na czarno pozostaje najlepszym rozwiązaniem dla ludzi wyrwanych z rolniczych terenów. Rządowe programy i dotacje dla (głównie bogatych) rolników to próby ukrycia nietypowych dylematów Indii. Polityczni przywódcy powinni przyznać, a nie zaprzeczać, że Indie to kraj niewielkich gospodarstw rolnych. Powinni zabrać się za rozwiązanie fundamentalnego problemu niedożywienia poprzez bardziej wydajne i zróżnicowane rolnictwo. W tym celu rząd musiałby zwiększyć inwestycje w irygację i wydajne zużywanie wody.

Co ważniejsze, zwolennicy urbanizacji muszą radykalnie zweryfikować swój oparty na przeterminowanych i niepraktycznych modelach gospodarczych pogląd na Indie. Takie rozważania nigdy nie są proste. Być może setki milionów przesiedlających się ludzi, które walczą o słabo płatną pracę na przedmieściach powinny pomóc przedziwnie odizolowanym umysłom w budowaniu przyszłości Indii.

Pankaj Mishra jest felietonistą Bloomberg.

ikona lupy />
Dzielnica Burrabazar w Kalkucie / Bloomberg