Pedro Dias, portugalski imigrant, skrócił swój czas pracy niemal o połowę, a przy tym potroił pensję – tylko dzięki temu, że zdecydował się opuścić ojczyznę i rozpoczął pracę jako inżynier software w Oslo. 27-letni pracownik Universidade Nova de Lisboa znalazł pracę za granicą na targach pracy organizowanych w portugalskiej stolicy w lutym. Teraz rzadko zdarza się, że zostaje w biurze po 17-tej. Pracuje dla Metafocu AS, producenta oprogramowania internetowego.

>>> Czytaj też: Łupkowa rewolucja coraz bliżej: przypadkiem odkryto duże złoża ropy w Polsce

„Z przeciętną pensją w Portugalii musisz walczyć o przetrwanie i dorabiać po godzinach” – opowiada Bloombergowi w swoim wygodnym biurze z widokiem na fiordy w Oslo. Cieszy się z nowej pracy, dzięki niej po godzinach może oddać się swoim pasjom. Teraz przygotowuje się do biegu w półmaratonie.

Norweska gospodarka – znakomicie prosperująca dzięki złożom ropy – staje się powoli zwycięzcą rywalizacji o wykwalifikowaną kadrę pracowników, w czasach gdy cała Europa boryka się z rekordowym bezrobociem.

Reklama

W lipcu stopa bezrobocia w strefie euro sięgała 12,1 proc. W samej Portugalii, która zmuszona była poprosić o bailout w 2011 roku, bez pracy pozostawało 16,4 proc. ludzi. Za to w Norwegii, która jest największym producentem ropy na Starym Kontynencie, bezrobocie oscyluje wokół 4 proc., niezmiennie od 2009 roku, nawet gdy na rynku przybywa osób szukających nowej pracy.

Mieszkańcy tego drugiego najbogatszego po Luksemburgu kraju w Europie (według PKB per capita) cieszą się jednymi z najwyższych pensji w krajach rozwiniętych i jednocześnie jednym z najkrótszych tygodni pracy. W Norwegii zarabia się średnio około 80 tys. dolarów rocznie, a pracuje krócej o 20 proc. niż wynosi średnia liczba godzin pracy dla 34 krajów OECD – wynika ze statystyk norweskiego biura statystycznego i OECD. Krócej pracuje się tylko w Holandii i Niemczech.

>>> Czytaj też: Integracja europejska: Norwegowie mówią Unii stanowcze "nie"

Nie ma komu pracować

Mimo takich warunków pracy w Norwegii brakuje wykwalifikowanych pracowników. 84 proc. tamtejszych spółek boryka się z problemem braku inżynierów – wynika z rządowych statystyk. W efekcie czwarty największy na świecie producent gazu nie ma u siebie odpowiednich ludzi, którzy rozkręciliby produkcję. W Norwegii ropa i gaz odpowiadają za 20 proc. PKB.

Zaledwie w ciągu pierwszej połowy tego roku liczba imigrantów zarobkowych z krajów UE wzrosła o 10 proc. – wynika z danych norweskiej administracji ds. imigracji. Rządowa agencja zarejestrowała już 21 tys. nowych pracowników, głównie z Europy Wschodniej. Rok temu do kraju przybyło ich 18 tys.

Norwegia nie należy do UE, ale jako członek Europejskiego Obszaru Gospodarczego zezwala obywatelom innych krajów na otwarty dostęp do swojego rynku pracy. Do pracy przyjeżdżają nie tylko obywatele UE. Od stycznia do maja ta sama rządowa agencja wydała pozwolenia na pracę dla ponad 1 tys. osób spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego. W ubiegłym roku wśród nich byli głównie imigranci z Indii.

Wszelkie przywileje

Norwegia, która liczy 5,1 mln mieszkańców, zapewnia swoim obywatelom bezpłatną publiczną służbę zdrowia i praktycznie darmową edukację. Państwo oferuje także takie przywileje jak 14-miesięczny urlop rodzicielski czy gwarancję całodziennej opieki nad dzieckiem za nie więcej niż 400 dolarów miesięcznie za dziecko.

Swoim hojnym socjalem kraj chce przyciągnąć pracowników, aby nadążyć za tempem inwestycji zagranicznych w przemyśle naftowym. Rząd planuje zwiększyć wydatki na ten segment gospodarki do rekordowych 211 mld koron (35 mld USD) jeszcze w tym roku.

Imigracja stała się nawet tematem kampanii wyborczej do parlamentu przed głosowaniem 9 września. Jedyną partią, która ma szansę stać się znaczącą siłą w przyszłym rządzie, odróżniającą się od pozostałych sześciu przez swoją antyimigracyjną retorykę, jest Partia Postępu.