Ich nie interesuje, że wszyscy mówią lub robią coś, co jest powszechnie przyjęte. Mają własne wizje, własne przemyślenia i własne konkretne cele. Weźmy braci Wright. Gdyby nie ich upór w poszukiwaniu takiego samolotu, który będzie w stanie faktycznie latać, nie przemieszczalibyśmy się dziś w kilka godzin z Warszawy do Afryki albo Azji, a w kilkanaście do Ameryki Północnej.

Albo taki Steve Jobs. Jego oryginalność myślenia i konsekwencja w osiąganiu tego, co sobie wyobrażał, spowodowały, że dziś mamy iPhony, iPady , komputery Mac – tak różne od tego typu przedmiotów oferowanych przez konkurentów firmy stworzonej przez Jobsa.

I jeszcze jeden przykład: Nassim Nicholas Taleb. To postać nie tak znana, jak poprzednio wymienione nazwiska, ale zdecydowanie zasługująca na dobre miejsce w kręgu tych, których teorie wyrzucają nas z kolein schematycznego myślenia. Jego najnowsza książka „Anty kruchość. O rzeczach, którym służą wstrząsy” (Kurhaus, Warszawa 2013) zainspirowała mnie do tego felietonu, bo zachwyciła mnie przedstawiona tu idea antykruchości. Wchodzę w paradę Rafałowi Wosiowi, który tę pozycję będzie recenzował, ale tylko troszeńkę. Gdyby mnie ktoś zapytał o przeciwieństwo kruchości, odpowiedziałabym (i pewnie nie tylko ja): odporność, wytrzymałość. Według Taleba to odpowiedź zła. Wytrzymałość – jego zdaniem – mieści się między kruchością a antykruchością. Co to jest antykruchość? Na logikę antonim kruchości, ale takiego słowa w słowniku na próżno szukać. Taleb stworzył ten neologizm, bo uważa, że są takie jednostki, systemy i zjawiska, które rozwijają się jedynie w warunkach stałej zmienności, niepewności, przypadkowości, ryzyka, stresu. Wzmacniają się, gdy nie ma stabilizacji, bezpieczeństwa, są za to intuicyjnie podejmowane decyzje, błędy i ofiary. Stają się antykruche, czyli wytrzymałe na wszystko, cokolwiek się zdarzy. I nie tylko! To dla nich kop do przodu. Jakieś przykłady?

Proszę bardzo: my ludzie (nasze ciała, zdrowie, psychika) czy przedsiębiorczość. Ze wszystkich, jakie podaje Taleb, wybrałam te, bo są z mojej perspektywy najciekawsze i akurat w tym obszarze z autorem „ Antykruchości” się zgadzam. Też jestem zwolenniczką zasady wygłoszonej przez Friedricha Nietzschego, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Systematyczne ćwiczenia fizyczne (nawet do granicy naszych możliwości) to przecież mocniejsze ciało, zwalczona choroba (nawet najcięższa), to odporniejszy organizm, przeżycie emocjonalne (nawet najtrudniejsze) – twardsza psychika. Najzwyczajniej w świecie rozwijamy się (korzystamy z antykruchości), czasem mimowolnie, bez względu na to, jak wielki wstrząs życie nam zafunduje. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że wszyscy, bo tak nigdy nie jest. A nie jest na pewno w przypadku osób, które są wyznawcami kruchości. Które uwiły sobie gniazdka w rutynie, okopały się w bezpieczeństwie, nie przyjmują do wiadomości lub nie akceptują faktu, że jedyna pewna rzecz w życiu to zmiana. Które udają, że to, czego nie widzą, nie istnieje. Które przerasta przypadkowość i nieprzewidywalność. Które unikają ryzyka jak diabeł święconej wody. Jak im się przytrafi prawdziwy wstrząs, wychodzą z niego długo i w bólach, o ile w ogóle im się udaje to zrobić. A jak się uda, wracają na znane sobie szlaki.

Reklama

Przedsiębiorczość jest antykrucha. Nic jej nie zabija, może jedynie chwilowo osłabnąć, by potem nabrać jeszcze większych rozmiarów i wigoru. Popatrzymy na nią w Polsce. Regulacja goni regulację – jeszcze się taki przedsiębiorca nie zdąży oswoić z jednymi przepisami, a już musi poznawać następne i się do nich stosować, ale to go nie zniechęca, co najwyżej wpędza we frustrację. Obciążenia fiskalno-zusowskie są duże i raczej będą rosły niż spadały, mimo to firmy działają, powstają nowe, tyle że szukają wszelkich możliwych dróg optymalizacji kosztów. Obowiązki biurokratyczne nie maleją (mimo szumnych obietnic), a jednak ludzie biznesu je wypełniają, jedynie ponarzekają sobie przy tym, ile wlezie. Ryzyko porażki w prowadzonym przedsięwzięciu istnieje gigantyczne (wszędzie, nie tylko w naszym kraju), ale to osób z inicjatywą nie odstrasza (liczba nowo otwieranych przedsiębiorstw z roku na rok jest dużo wyższa niż zamykanych). Takie osoby są wyposażone w cechę antykruchości. A jej osobliwość polega na tym – jak pisze Taleb – „że pozwala nam radzić sobie z tym, co nieznane, robić rzeczy, których nie rozumiemy – i to robić dobrze”. To stąd w przypadku przedsiębiorców liczy się przede wszystkim intuicja, miłość do metody prób i błędów, do przypadkowości, zmienności, ryzyka. I chwała im za to! „Wolałbym być głupi i antykruchy niż wyjątkowo mądry i kruchy” – oświadczył na łamach „ Antykruchości” Taleb. Ja również się pod tym podpisuję.