Ponad 3,1 mln pracowników najemnych zarabia na chleb w innej gminie niż ta, w której mieszka – wynika z najnowszych danych GUS zebranych podczas ostatniego spisu powszechnego ludności i mieszkań. W Warszawie pracownik spoza stolicy pochodzi najczęściej ze Śląska, który jest jednym z najbogatszych regionów Polski. Na drugim miejscu są mieszkańcy łódzkiego i małopolskiego. Przeczy to popularnej tezie, że tzw. słoik pochodzi z biednych województw, takich jak np. podlaskie czy warmińsko-mazurskie. Opracowaliśmy listę województw, z których pochodzi najwięcej pracowników dojeżdżających.

– Liczba ponad trzech milionów dojeżdżających Polaków zaprzecza powszechnym opiniom, że jesteśmy mało mobilni w poszukiwaniu pracy – uważa prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Różnimy się jednak w porównaniu z mieszańcami Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych czy Kanady. – Tam mobilność pracownika oznacza, że wraz ze zmianą pracy zmienia on również miejsce zamieszkania – wyjaśnia prof. Tomasz Panek z SGH. U nas przeprowadzka się nie kalkuluje. Jest za droga. –Jeśli ktoś znajduje nawet dobrą pracę, i tak często nie stać go na kupno lub wynajem mieszkania w pobliżu miejsca pracy – ocenia prof. Panek.

>>> Demograficzna bomba tyka. Zobacz najważniejsze statystyki o populacji krajów UE

Różnice w cenach mieszkań i domów między regionami są wysokie, a tanich lokali na wynajem praktycznie nie ma. Ekspertów nie dziwi więc, że zatrudnienie poza miejscem zamieszkania jest w Polsce powszechnym zjawiskiem. Ma to wysoką cenę. – Pracownicy są często zmęczeni podróżą, rozdrażnieni, zestresowani. Nie są pewni, czy dojadą do pracy na czas – twierdzi prof. Wiśniewski. Długie dojazdy negatywnie wpływają na zdrowie i rozbijają życie rodzinne.

Reklama

W wypadku osób dojeżdżających trend jest rosnący. Według GUS w 2011 r. dojeżdżało do firmy poza własną gminę 32,5 proc. pracowników. To o 7,5 pkt proc. więcej niż w 2006 r., gdy przeprowadzono podobne badanie. Wyniki nie są jednak w pełni porównywalne. Jak zastrzegają analitycy urzędu statystycznego, badając dojazdy do pracy w Polsce w 2006 r. jako podstawowe źródło danych wykorzystano rejestr podatkowy Ministerstwa Finansów. Natrafiano wtedy na trudności związane z terytorialną identyfikacją faktycznego miejsca pracy. Z kolei w ramach spisu powszechnego ludności i mieszkań w 2011 r. głównym źródłem informacji o dojazdach do pracy były rejestry ZUS, a pomocniczo korzystano ze zbiorów Ministerstwa Finansów. Pozyskane z nich informacje znacznie zwiększyły (w porównaniu z 2006 r.) możliwości terytorialnej identyfikacji głównego miejsca pracy pracowników najemnych, a wśród nich osób dojeżdżających do pracy.

Analitycy są zgodni, że te zastrzeżenia nie wpływają na charakterystykę zjawiska. – Jedną z przyczyn większej liczby dojeżdżających jest poprawa infrastruktury drogowej. Zwiększa się sieć autostrad i dróg ekspresowych, zmniejsza czas dojazdu – twierdzi prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.

Z badań wynika, że spośród wszystkich pracowników najemnych dojeżdżających do pracy w Polsce poza własną gminę najwięcej mieszkało ich w 2011 r. w woj. śląskim – 15,6 proc. (487,3 tys.). Przede wszystkim ze względu na nagromadzenie dużej liczby miast na stosunkowo małym terenie.

Znaczna liczba dojeżdżających jest też w woj. wielkopolskim – 11,6 proc. ( 363,2 tys.), w woj. mazowieckim – 11,4 proc. (356,6 tys.) oraz małopolskim – 9,9 proc. (311,4 tys.).

Najmniej takich osób mieszka w woj. podlaskim – 1,7 proc. (52,8 tys.). Jednak najwięcej do pracy przyjeżdża z terenu innego województwa w woj. mazowieckim (168,2 tys.). Na drugim miejscu pod tym względem jest woj. śląskie – 53,8 tys., a na trzecim woj. wielkopolskie – 46 tys.

Przy tym najmniej zatrudnionych przyjeżdżało z innego regionu w woj. podlaskim (tylko 5,1 tys.) oraz woj. warmińsko-mazurskim (7,2 tys.). W sumie w drodze do pracy granice województw przekraczało ponad 481 tys. pracowników najemnych – wynika z obliczeń DGP. – Nie oznacza to jednak, że wszyscy pokonywali po kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów, aby dotrzeć do firmy. Część z nich mieszka na pograniczu województw – mówi prof. Kryńska.

Z danych GUS wynika również, że wśród największych aglomeracji, które ściągają pracowników najemnych spoza swojego województwa najbardziej, co oczywiste – zasysa Warszawa (130,5 tys.). Co zaskakujące, do stolicy najwięcej pracowników przyjeżdża z woj. śląskiego (najczęściej pracują od poniedziałku do piątku, a na weekend wracają do siebie) – 18 tys. – To dlatego, że w woj. śląskim brakuje miejsc pracy w rozwiniętych usługach i w obszarze wysokich technologii – komentuje dr Rafał Muster z Uniwersytetu Śląskiego. Z o wiele bliższego woj. łódzkiego przyjeżdża do pracy w stolicy znacznie mniej pracowników (16 tys.).

>>> Emigracja: Miały być masowe powroty, jest kolejna fala wyjazdów z Polski

– Od kilku lat dojeżdżam do pracy w Warszawie z Sobolewa koło Garwolina – mówi Sylwester Michalec, pracownik ochrony w jednym z centrów handlowych. – W stolicy pracuję dwa dni, a potem na dobę wracam do domu. Po niej znów wsiadam do pociągu jadącego do Warszawy – opisuje. Dzień rozpoczyna o 4 rano. O 5 ma pociąg. Dojazd do stolicy – 78 km – zajmuje dwie godziny. – Rodzina czasem się piekli, że mało czasu mam dla niej, ale trzeba z czegoś żyć i ten argument łagodzi napięcia. W okolicy znalezienie płatnego zajęcia jest bardzo trudne – podkreśla Michalec.

Stolica to szczególny przypadek. Wiele osób dojeżdża z graniczących gmin. W Sulejówku aż 38 proc. ma zajęcie w Warszawie. W gminie Halinów blisko 37 proc., a w gminie Ząbki ponad 35 proc.

Jeśli chodzi o pracowników dojeżdżających, agencje pracy zaczęły się nawet specjalizować w pozyskiwaniu i dowożeniu ich. – Dowozimy do pracy pracowników do między innymi specjalnych stref ekonomicznych na odległość 60–65 km – opowiada Krzysztof Inglot, dyrektor działu rozwoju w agencji zatrudnienia Work Service. Dodaje, że często rynek lokalny nie jest w stanie zapewnić osób o odpowiednich kwalifikacjach. – Pracodawcy lubią takie rozwiązania. Mają możliwość wyboru pracowników o wyższych kwalifikacjach – podkreśla Inglot.