Wątpliwości, że upadek Gant Development, jednego z największych do niedawna deweloperów mieszkaniowych w kraju, powinien doprowadzić do zmian w ustawodawstwie, nie ma syndyk wrocławskiej spółki.

- Sądzę, że przypadek tej firmy powinien być przyczynkiem do wprowadzenia w prawie tzw. upadłości holdingowej – ocenia Maciej Piątkowski w rozmowie z Forsal.pl.

Obecnie w przypadku grupy można u nas przeprowadzać jedynie osobne upadłości każdej ze spółek. Upadłość holdingowa, ogłaszana wobec wszystkich spółek z grupy kapitałowej, dawałaby szansę na kompleksowe rozwiązanie problemów klientów i wierzycieli takiej firmy.

- Przy tak rozbudowanych strukturach jak w przypadku grupy Gant Development, gdzie między spółkami występowało wiele zależności i dochodziło m.in. do dużych przepływów pieniężnych, prowadzenie szeregu oddzielnych postępowań jest nieekonomiczne i nieefektywne, a ponadto może prowadzić np. do konfliktów między syndykami zajmującymi się sprawami pojedynczych spółek – tłumaczy syndyk Gant Development, czyli spółki-matki w grupie deweloperskiej.

Reklama

Kiedy w ubiegłym tygodniu wrocławski sąd zamienił postępowanie układowe spółki na likwidacyjne (a następnie umorzył z braku środków na jego przeprowadzenie), cała grupa obejmowała ok. 60-ciu spółek, w tym zarejestrowanych na Cyprze i w Lukseburgu.

Według szacunków syndyków Gant Development z majątku firmy na pokrycie kosztów postępowania można odzyskać zaledwie ok. 900 tys. zł przez ściągnięcie m.in. drobnych wierzytelności lub sprzedaż ruchomości.

- To faktycznie wskazuje, że wierzyciele spółki na tym etapie nie mają wielkich szans na odzyskanie jakichkolwiek środków – ocenia Maciej Piątkowski, którego kancelaria wykonuje jak do tej pory czynności w spółce bez jakiegokolwiek wynagrodzenia.

>>> Polecamy: Gant znalazł inwestora, który sfinansuje postępowanie upadłościowe

Lista wierzytelności

Na początku lipca lista wierzytelności Ganta liczyła ponad 1000 pozycji. Ich wartość opiewała na ok. 330 mln zł, z czego z tytułu wyemitowanych obligacji ok. 250 mln zł.

Warto zaznaczyć, że sam Gant nie prowadził bezpośrednio działalności deweloperskiej. Robiły to jego spółki zależne, z którymi kupujący lokale podpisywali umowy. To do nich muszą zgłaszać się osoby, które nie mogą przenieść na siebie własności mieszkania lub nie zostało ono zbudowane.

- Nie słyszałem, aby jakakolwiek spółka w Polsce miała tak skomplikowaną i rozbudowaną strukturę jak grupa Gant Development – podsumowuje Maciej Piątkowski.

Rozwiewa też oczekiwania wierzycieli, że to syndyk uprości strukturę grupy, co pozwoli na odzyskanie jakichś pieniędzy. Syndyk zarządza firmą do czasu uprawomocnieniu decyzji sądu o umorzeniu postępowania likwidacyjnego, a sędzia-komisarz właśnie z powodu umorzenia wstrzymał likwidację składników majątku.

Z powodu braku pieniędzy kancelaria nie jest np. w stanie zlecić przeprowadzenia analizy prawnej na ile skuteczne są na gruncie prawa luksemburskiego i cypryjskiego zmiany zarządów w spółkach z grupy i umowy przeniesienia ich udziałów dokonane z inicjatywy zarządu kierowanego jeszcze do niedawna przez Ireneusza Radaczyńskiego.

Warto przypomnieć, że przed kilkoma dniami syndyk masy upadłości Gant Development złożył w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa działania na szkodę spółki oraz jej wierzycieli. Według nieoficjalnych informacji DGP chodzi o szkody przekraczające 772 mln zł.

Być może jednak dla Ganta jest jeszcze światełko w tunelu. W środę do syndyka spółki trafiło porozumienie z 6 lipca zawarte między upadłą spółką, czyli kiedy zarządzał nią Ireneusz Radaczyński, a tajemniczym inwestorem, który jest pod określonymi warunkami jest gotów sfinansować postępowanie upadłościowe spółki z możliwością zawarcia układu. toczące się względem Upadłego.

- Z uwagi na zmianę przez sąd sposobu prowadzenia postępowania upadłościowego (…), a ponadto nie spełnieniem warunków udzielenia pożyczek, w ocenie syndyka na chwilę obecną inwestor nie jest zobowiązany do uruchomienia transz pożyczek – czytamy w komunikacie spółki.

>>> Czytaj także: Prawie połowa Polaków żyje w przeludnionych mieszkaniach. Gorzej jest tylko w Rumunii i na Węgrzech