Podoba się Pani minister rządowy pomysł dopłaty do ulg na dzieci?

Tak, to spełnienie jednej z najważniejszych rekomendacji prezydenckiego programu polityki rodzinnej „Dobry klimat dla rodziny”. Zmiany systemu ulg na dzieci. Bo jeśli mówimy o zwiększeniu samodzielności ekonomicznej rodzin, to dotychczasowy system ulg nie zapewniał jej dla rodzin z większą liczbą dzieci i o niższych dochodach. To była ulga dla osób o mniejszej liczbie dzieci i bardziej zamożnych. Nie znam szczegółów legislacyjnych tego projektu, ale kierunek jest jak najbardziej słuszny i zbieżny z oczekiwaniami prezydenta.

To, co proponuje rząd, to dla rodziny z trójką dzieci ponad 300 zł miesięcznie (kwota ulgi na 3 dzieci podzielona przez 12 miesięcy). Jak to zmieni sytuację?

Dla rodzin, które ze względu na niski podatek dotychczas w małym stopniu mogły skorzystać z ulgi rodzinnej to znacząca, korzystna zmiana. Według szacunków Kancelarii około 10% podatników wychowujących trójkę lub więcej dzieci w ogóle nie mogło odpisać ulgi w wysokości ponad 1100 zł rocznie od podatku, kolejne 40 proc. mogło odpisać mniej niż połowę ulgi, w sumie 70 proc. tych rodzin nie mogło skorzystać z ulgi w części lub całości. Do tego dochodzi podwyższenie ulgi dla rodzin z trójką lub więcej dzieci o 20%. Oczywiście nie można zwolnić rodziców z odpowiedzialności za wychowanie dzieci, ale jednocześnie dziecko to dobro publiczne. Dlatego państwo powinno częściowo kompensować koszty wychowania dzieci. Dotychczasowy system ulg zapewniał to w ograniczony sposób, nie docierał skutecznie do tych, którzy tego wsparcia najbardziej potrzebują.

Reklama

Tylko czy akurat zmiany w ulgach sytuację zmienią i zachęcą do starania się o dzieci?

Nie ma jednego czynnika, który przekłada się na decyzje rodzicielskie. Polityka rodzinna powinna być kompleksowa, usuwać lub zmniejszać bariery dzietności. Wysokie koszty wychowania wpływają na decyzje o posiadaniu dzieci. Z Diagnozy Społecznej wynika, że czynnik materialny ma silny wpływ na te decyzje we wszystkich grupach dochodowych. Polacy boją się istotnego obniżenia standardu życia z powodu kosztów wychowania dzieci. Przykłady innych krajów pokazują, że dobrze adresowany system ulg może wpływać na decyzje rodziców, ale czy tak będzie w Polsce, nikt nie zagwarantuje. Nawet jednak, gdybyśmy w pełni rekompensowali te koszty, a nie byłoby na przykład żłobków, przedszkoli czy urlopów rodzicielskich, to taki czynnik dałby najwyżej chwilowy efekt. Chodzi więc o kompleksowe rozwiązania w polityce rodzinnej i o to, by działały one stale i w długim okresie. W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z zaawansowaniem procesu budowania takiej kompleksowej polityki prorodzinnej w Polsce.

Ulgi usuwają część obaw związanych ze standardem życia?

Zmniejszają. Przedszkola za złotówkę i darmowe podręczniki to też element tej polityki.

Prezydent proponował inne rozwiązanie: kwota wolna większa w zależności od liczby dzieci. Nie wolałaby Pani takiej wersji?

Ale kwota czy ulgi to kwestia rozwiązań technicznych. Najważniejszy jest cel zmian. Prezydentowi chodzi o to, by z tych rozwiązań podatkowych skorzystały również rodziny o niższych dochodach i z większą liczbą dzieci. Propozycja rządowa odpowiada na ten postulat. Z kolei drugim celem naszej propozycji było, by to wsparcie docierało do rodzin co miesiąc, aby co miesiąc podatnicy wychowujący dzieci dysponowali większą kwotą dochodów. Mechanizm zwrotów podatkowych zaproponowany przez premiera powoduje, że takie zasilenie odbywa się raz w roku. Tu się różnimy.

Widzi Pani potrzebę korekty rozwiązań rządowych?

To jest do dyskusji. Będę zachęcała Ministerstwo Finansów, by skorzystało z naszych rozwiązań. By rodzina czuła, że co miesiąc zostaje jej więcej pieniędzy w domowym budżecie, a nie otrzymuje spory, ale jednorazowy zwrot.

Prezydent będzie o taką zmianę wnosił?

Od dłuższego czasu dyskutujemy z ministerstwem, mamy projekt ustawy, który szykowaliśmy na wypadek, gdyby rząd nie zgłosił inicjatywy w tej sprawie. W tym projekcie jest mechanizm miesięcznej ulgi i przekażemy go resortowi finansów.

>>> Polecamy: Dylematy milionerów. Czy dzieci najbogatszych nie roztrwonią majątków?

A jak Pani się podoba zmiana waloryzacji?

Gdy prezydent wysłał ustawę zmieniającą jednorazowo waloryzację na podwyżki kwotowe, to domagał się również rozwiązań systemowych. Takich, by minimalna emerytura pozwalała na przeżycie. Przecież, by otrzymać takie świadczenie, należy być ubezpieczonym przez 25 lat. Obecna wysokość tej emerytury po podwyżkach kwotowych z 2012 roku poprawiła się znacznie, ale rozwiązania incydentalne nie rozwiązują problemu w dłuższym okresie. Bo jeśli popatrzymy w przyszłość, biorąc pod uwagę zarówno system waloryzacji emerytur, w tym najniższych, jak i spadającą stopę zastąpienia, to widać, że to poważny problem.

A tu mamy ustawę epizodyczną?

Tak. Ustawę, która idzie w dobrym kierunku, jest do przemyślenia, ale nie rozwiązuje problemu w długim okresie czasu. Widać, że do tego potrzeba podejść bardziej systemowo, zastanowić się, co zrobić, by emerytury wypłacane po 25 latach ubezpieczenia nie prowadziły do ubóstwa. Na razie gospodarstwa domowe osób żyjących z emerytury nie są w sposób znaczny zagrożone ubóstwem. Ale w przyszłości, jeśli nie znajdziemy rozwiązań systemowych, ten problem będzie narastać.

Czy ta propozycja nie trwoni sił i środków? Większą podwyżkę dostają ludzie, którzy mają minimalną emeryturę, ale także ci, którzy mają świadczenia na poziomie 2,5 czy 3 tys. zł. Czy dobrodziejstwa tego rozwiązania nie powinny być skoncentrowane na tych, których dochody są poniżej przeciętnej?

Może tak, choć jednak to rozwiązanie epizodyczne. Natomiast warto zauważyć inny problem, że ta podwyżka, i słusznie, dotyczy również świadczeń wypłacanych przez KRUS. Mamy problem sprawiedliwości społecznej między emerytami, którzy płacili przez całe życie proporcjonalnie wysokie składki a tymi bogatszymi rolnikami z KRUS, którzy płacą bardzo niskie składki. Ten kontekst nieuporządkowania spraw KRUS-u jest przeszkodą w próbie rozwiązywania kwestii minimalnych emerytur.

Ale czy już nie mamy do czynienia z interwencją polityczną w waloryzację i to w momencie, gdy niska inflacja czy wręcz deflacja w budżetach gospodarstw domowych emerytów jej nie wymusza?

To powtarzający się problem w naszej polityce emerytalnej. Celem waloryzacji jest ochrona realnej wysokości świadczeń przed inflacją. Emeryci i renciści oczekują jednak corocznych podwyżek, nie odnosząc ich wysokości do inflacji. Więc jak inflacja jest niska i niskie są kwoty waloryzacji, czują się pokrzywdzeni. By uniknąć tego problemu, dziesięć lat temu wprowadzono przepis, że waloryzacja świadczeń następuje, gdy łączna inflacja przekracza 5%. Nie wzbudziło to entuzjazmu świadczeniobiorców i powrócono do corocznej waloryzacji.

Prezydent będzie proponował rozwiązania dotyczące emerytur?

Przypomnę, że Prezydent postawił pytanie o zapewnienie godziwych dochodów na starość na początku swojej kadencji. Wiadomo, że relacje emerytur do wynagrodzeń będą w przyszłości systematycznie spadać. Wiele zaleceń z debat, jakie odbyły się na ten temat w Kancelarii już zostało wdrożonych. Teraz mamy nadzieję uruchomić dyskusję na temat oszczędzania w trzecim filarze. Warto szukać odpowiedzi na pytanie, czy i w jaki sposób upowszechnić dobrowolne oszczędzanie na starość, gdy wiadomo, że emerytury w przyszłości będą coraz niższe w relacji do płac.

Co z prorodzinną ustawą prezydenta?

Jesienią przekażemy ją do konsultacji, jeszcze dopracowujemy szczegóły. Ale mogę powiedzieć, jakich obszarów dotyczy: pierwszy to wzmocnienie pozycji pracownika wobec pracodawcy w kwestiach łączenia ról rodzica i pracownika. Chodzi o to, by łatwiej mógł korzystać z różnych elastycznych form organizacji czasu pracy. Np. poprzez to, że pracodawca odmawiając wprowadzenia indywidualnego czasu pracy, musiałby to robić na piśmie. Takie rozwiązanie było już w ustawie antykryzysowej. Po drugie: uelastycznienie urlopów rodzicielskich, czyli urlop na raty czy wydłużenie urlopów częściowych. Chcemy też wzmocnić rolę ojców w opiece, np. w ten sposób, by ubezpieczony ojciec miał prawo do urlopu rodzicielskiego, gdy nieubezpieczona matka podejmuje pracę lub naukę w trybie stacjonarnym. Te zmiany mają charakter korekty dotychczasowych bardzo korzystnych rozwiązań. Ich celem jest stworzenie pola większego wyboru dla pracujących rodziców, dostosowania do indywidualnych potrzeb i decyzji.

>>> Czytaj też: Niedoinwestowane dzieci Ameryki, czyli skąd się biorą nierówności w USA