CEO Nissana Carlom Ghosn wykorzystał ponad 40 proc. spadek wartości akcji Mitsubishi, by zyskać znaczną kontrolę nad konkurentem. Kupno udziałów w Mitsubishi zwiększa ekspozycję Nissana na Tajlandię i inne rynki Azji Płd.-Wsch., które mają lepsze prognozy wzrostu niż Japonia.

Alians dwóch wielkich motoryzacyjnych potentatów zapewni firmom zwiększenie efektu skali oraz dywersyfikacji w zakresie produkcji sportowych samochodów i pickupów. – Wierzę, że możemy realizować w tym samym czasie miliardowe inwestycje – powiedział Ghosn. – Jesteśmy zdeterminowani, by zachować i pielęgnować markę Mitsubishi, pomożemy też jej zmierzyć się z wyzwaniami przed jakimi stanęła, szczególnie w przywróceniu zaufania konsumentów w zakresie wydajności spalania aut – dodał.

Mitsubishi zmaga się ostatnio ze skandalem z fałszowaniem wskaźników zużycia paliwa w swoich niewielkich autach. Tuż przed podaniem oficjalnej informacji o połączeniu firm Mitsubishi zapewniło, że ma wystarczającą ilość funduszy, by zmierzyć się z kryzysem. W reakcji na informację zdecydowanie zanurkowały akcje firmy. Inwestorzy obawiają się dużych kosztów, jakie może ponieść Mitsubishi z tytułu pozwów o odszkodowania.

Mitsubishi przyznało się o zaniżaniu wskaźników paliwa w czterech modelach samochodów: Dayz and Dayz Roox, sprzedawanych pod marką Nissan i dwóch innych sprzedawanych pod marką Mitsubishi.

Reklama

Nissan stanie się posiadaczem 34 proc. udziałów w Mitsubishi Motors. Zarządy obu producentów aut mają w tym tygodniu zdecydować o strategii inwestycyjnej i szczegółach operacyjnych. Transakcja łagodzi obawy o rentowność Mitsubishi, które współpracuje prawie z 8 tys. firm oraz zatrudnia 410 tys. ludzi.

>>> Czytaj też: Powrót motoryzacyjnego giganta? Niemcy wskrzeszają legendarną markę samochodów