Zyski też się zwiększyły, choć pochwalić się nimi może mniejsza grupa.
Łączne przychody firm zatrudniających 50 i więcej osób przekroczyły w ubiegłym roku 2,8 bln zł i były o 9,3 proc. większe niż w 2016 r. – wynika z danych opublikowanych przez GUS. To największy wzrost od 2011 r. Wtedy przedsiębiorcom pomagał inwestycyjny boom przed Euro 2012. Teraz wspiera ich wzrost popytu krajowego. Ale nie tylko.
– Najłatwiej było zwiększyć przychody tym, którzy działają na zagranicznych rynkach. Można się było tego spodziewać, patrząc na duży wzrost eksportu w ubiegłym roku. Wygląda to bardzo solidnie, przychody rosły szybciej od nominalnego PKB – zauważa Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium.
W kraju też jest dobrze, o czym świadczą regularnie spływające informacje o produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej. Choć rosnący popyt pomagał firmom zwiększać obroty, to na zyski nie przełożyło się to jeden do jednego. Co prawda skumulowany zysk netto zwiększył się o ponad 8 proc. rok do roku (to jeden z najlepszych wyników w ostatnich latach), ale grupa firm, która może się nim pochwalić, nieco zmalała w porównaniu z rokiem 2016: wtedy zyski wykazało 81,5 proc. badanych przedsiębiorstw, w 2017 r. było to 80,9 proc. Ale jednocześnie zyskowne firmy w 2017 r. wygenerowały więcej przychodów niż rok wcześniej (bo odpowiadały za 87,4 proc. całości w porównaniu do 85,7 proc.).
Co to oznacza? Według Grzegorza Maliszewskiego nie wszyscy równo korzystają z dobrej koniunktury. Nie wszyscy są w stanie poradzić sobie z kosztami – rosły one niemal tak szybko jak wpływy ze sprzedaży. W sumie zwiększyły się o niemal 9,1 proc. – Trudno tu wskazać jakiś konkretny rodzaj kosztu, raczej wszystkie rosły równomiernie. Drożały surowce wykorzystywane do produkcji (szczególnie materiały w budownictwie), ale w górę szły też płace. Najlepiej poradziły sobie firmy największe, bo działają na wielu rynkach – komentuje ekonomista.
Reklama
Marta Petka-Zagajewska z PKO BP dodaje, że to, jak przedsiębiorcy poradzą sobie z kosztami w tym roku, jest dużym znakiem zapytania. Na razie nie widać, by chcieli je przerzucać na odbiorców. Inflacja w lutym spadła, a ceny producentów były niższe niż przed rokiem. – Bieżące dane wskazywałyby, że firmy nadal biorą wzrost kosztów na siebie, ale sami przedsiębiorcy są w tej sprawie kategoryczni: nie ma już miejsca na to, by dalej schodzić z marżami – mówi ekonomistka.
W opublikowanych wczoraj danych GUS można znaleźć jeszcze jedną ważną informację: o wydatkach firm na inwestycje. Raport potwierdza, że to nie tylko sektor publiczny podkręcił inwestycyjne tempo pod koniec 2017 r. Dla firm to również był przełom. Jeszcze na koniec III kwartału nakłady na inwestycje w największych przedsiębiorstwach były o 1 proc. niższe niż rok wcześniej. Ale już wynik za cały rok był na plusie: wydatki wzrosły o 3,4 proc. Nie jest to może imponujący rezultat, ale oznacza odreagowanie po bardzo złym 2016 r., kiedy wydatki inwestycyjne spadały o ponad 13 proc. W IV kwartale 2017 r. ich wzrost wynosił aż 12,3 proc.
Eksperci są jednak podzieleni w ocenie tych danych. Grzegorz Maliszewski zwraca uwagę, że odbicie inwestycyjne nastąpiło tylko w kilku branżach. Najbardziej – o 37,4 proc. rok do roku – widoczne było w transporcie i branży magazynowej. – Rosły też dość mocno inwestycje w handlu, co można wiązać z automatyzacją procesów sprzedaży w sieciach handlowych. Ale już w przetwórstwie przemysłowym dużego przyspieszenia nie było, tam wzrost wyniósł 5,2 proc., podczas gdy w 2016 r. było to 4,4 proc. Wynik tak naprawdę ciągną więc dwie branże, w innych nie mamy imponujących odczytów – uważa ekonomista. I dodaje, że sama struktura tych wydatków też mogłaby być większa.
Najbardziej wzrosły nakłady na środki transportu, w sumie o 15,6 proc. Co, jak mówi Maliszewski, może się wiązać z cykliczną wymianą floty samochodowej w firmach. – Jeśli tak jest, to zryw inwestycyjny może się okazać krótkotrwały – mówi, podkreślając, że na maszyny i urządzenia duże przedsiębiorstwa wydały w ubiegłym roku tylko o 1,6 proc. więcej niż w 2016 r. A to niedobrze, bo potencjał do zwiększania mocy produkcyjnych w firmach może zbytnio nie wzrosnąć. Już teraz ich wykorzystanie jest rekordowo wysokie. Bez powiększenia potencjału perspektywy dla gospodarki nie będą najlepsze, bo prędzej czy później pojawi się bariera podażowa.
Ale Petka-Zagajewska zwraca uwagę, że ten niespełna 2-proc. wzrost wydatków na maszyny i urządzenia to wynik za cały ubiegły rok. A gdyby go policzyć tylko dla IV kwartału, byłby on znacznie lepszy – PKO BP, opierając się na danych Eurostatu szacuje, że było to ok. 17-proc.
– To, że wydatki na środki transportu tak mocno wzrosły i prym wśród najbardziej inwestujących wiedzie branża transportowa, to też dobra wiadomość. To branża cykliczna, może być papierkiem lakmusowym dla ocen przyszłej koniunktury. Może być ona dobra, skoro firmy zakładają, że trzeba będzie przewozić więcej towarów – ocenia Petka-Zagajewska.