Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam, kompletnie nic - powiedział twórca Amber Gold Marcin P. przed sejmową komisją śledczą.
ikona lupy />
B. szef Amber Gold Marcin P. (C) doprowadzany w asyscie policji na sejmową Komisję śledczą ds. Amber Gold fot.Tomasz Gzell / PAP

"Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam panie pośle (...) kompletnie nic" - tak świadek skomentował słowa Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna), że podczas środowego przesłuchania ma niepowtarzalną okazję do tego, by "zwrócić coś Polakom". Kategorycznie zaprzeczył też, że Amber Gold była piramidą finansową.

Zeznający przed komisją śledczą były szef Amber Gold odmawia odpowiedzi na znaczną część pytań, powołując się na toczące się przeciw niemu postępowanie karne. Odmówił m.in. na pytanie o kontakty z politykami. Odmówił także odpowiedzi, jacy "profesorowie mu doradzali".

Reklama

"Skąd miał pan know-how na tę piramidę" - zapytał Zembaczyński.

"Odmawiam odpowiedzi na to pytanie, proszę nie nazywać tego piramidą finansową" - odpowiedział Marcin P. "Było to przedsiębiorstwo, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, nie była to piramida finansowa, żaden wyrok prawomocny w tej sprawie nie zapadł" - dodał. Podkreślił zarazem, że "w systemie polskim nie istnieje coś takiego jak piramida finansowa".

Odmówił odpowiedzi, z czego się utrzymywał w latach 2008-09, czym dokładnie zajmowała się jego żona i z czego się utrzymywała. Odmówił również odpowiedzi o aktualny majątek.

Przyznał, że być może miał w okresie uruchamiana Amber Gold zablokowane konta przez komornika. Powiedział też, że rozdrabnianie spółek, związanych z Grupą Amber Gold, "tworzenie tzw. spółek holdingowych", wynikało z jego wiedzy.

"To było rozwijane przez bardzo długi okres czasu, zanim doszło do takiej ilości spółek, jaka była, na początku to były dwie spółki, potem pojawiła się trzecia, czwarta, piąta i tak doszliśmy do dziewięciu, jeśli dobrze pamiętam" - powiedział P.

Pytany przez Zembaczyńskiego, czy chciał uciec do Argentyny, przekonywał, że nigdy nie chciał i nie próbował nigdzie uciec.

>>> Czytaj też: Afera Amber Gold: Skarb Państwa wypłaci oszukanym Polakom pół miliarda złotych?

"Michał Tusk nie miał być kamuflażem"

Nigdy nie było założenia, że Michał Tusk miał być kamuflażem dla mojej działalności; nigdy nie został przeze mnie wykorzystany w jakichkolwiek sytuacjach politycznych, czyli wpływów u ojca, czy innych osób - powiedział Marcin P. w środę przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał dlaczego świadek pomawiał prezesa Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasza Kloskowskiego oraz Michała Tuska o przestępstwa. Przypomniał, że prokuratura umorzyła postępowania wobec tych osób, nie widząc żadnych nielegalnych działań. "Czy to miał być kamuflaż dla pana działalności, posługiwanie się synem premiera?" - pytał poseł Nowoczesnej.

"Jeżeli bym pomawiał, to pan Kloskowski i Michał Tusk mogli mi wytoczyć postępowanie cywilne o pomawianie. Jeżeli składałbym, fałszywe zeznania, to prokuratura mogłaby wytoczyć mi postępowanie karne za składanie fałszywych zeznań, czego ani jedna, ani druga strona nie zrobiła. Nikogo nie pomawiałem" - powiedział Marcin P.

"Nigdy nie było takiego założenia, że Michał Tusk miał być kamuflażem dla mojej działalności, nigdy także Michał Tusk nie został przeze mnie wykorzystany w jakichkolwiek sytuacjach politycznych, czyli wpływów u ojca, czy innych osób, do których jego ojciec mógł mieć dostęp" - zapewnił.

Jak dodał, Michał Tusk miał się zajmować tylko i wyłącznie kontaktami między dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim, lotniskiem w Gdańsku i uzyskiwaniem informacji z tego lotniska, odnośnie możliwości rozwoju siatki połączeń. "Michał Tusk dostarczał nam dane, które w mojej ocenie (...) naruszały, jeżeli nie prawnie, to na pewno moralnie, był konflikt interesów" - powiedział świadek.

W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express - linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r. Po upadku OLT Express pod koniec lipca 2012 r. okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk.

Miałem przecieki z ABW, to nie były przecieki od Michała Tuska, ale dostarczane przez osoby trzecie związane z ABW, w tym także przez niektórych dziennikarzy - powiedział Marcin P.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) przypomniał, że Marcin P. wielokrotnie w rozmowach telefonicznych, które komisja ma w materiale, wspominał, że funkcjonariusze ABW mają się u niego pojawić. "Proszę powiedzieć, czy to były tylko takie pana domysły i czy miał pan przecieki z ABW" - pytał poseł Nowoczesnej.

"Tak, miałem takie przecieki, nie były to (przecieki) od Michała Tuska, to były przecieki z ABW, ale nie bezpośrednio przez ABW (były mi) dostarczane, były (mi dostarczane) przez osoby trzecie, związane z ABW, w tym także przez niektórych dziennikarzy" - powiedział świadek.

Tygodnik "wSieci" ujawnił stenogramy z podsłuchów ABW założonych u Marcina P. Wynika z nich, że tuż po upadku OLT Express na przełomie lipca i sierpnia 2012 r. P. "spieniężał wszystko"; wiedział, że jest podsłuchiwany i miał informacje, że w Amber Gold pojawią się "cisi panowie z ABW".

"Politycy sami szukali kontaktu ze mną, w tym prezydent Gdańska"

Politycy sami szukali kontaktu ze mną, w tym prezydent miasta Gdańska i członkowie Prezydium Miasta Gdańska - zeznał w środę Marcin P. Jak przekonywał, sam chciał "odcinać się" od polityków.

Przewodnicząca komisji ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Marcina P., czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktował się z politykami na Pomorzu.

"Nie zostawałem na Pomorzu w kontakcie z żadnymi politykami. Politycy sami szukali ze mną kontaktu, ja raczej próbowałem się zawsze od polityków odcinać" - odpowiedział Marcin P.

Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu stwierdził: "Na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku".

"Ja do końca nie pamiętam np. sytuacji ze sponsorowaniem filmu +Wałęsa+, bo mnie w tym czasie w biurze nie było, ale z relacji moich pracowników, o ile dobrze pamiętam pani Martyny Piwońskiej, to sam pan prezydent miasta Gdańska dostarczył mi propozycję i chciał ze mną rozmawiać na temat sponsorowania filmu o Wałęsie" - podkreślił.

"Chęć znalezienia kontaktu ze strony polityków różnych opcji zawsze był, chyba najczęstszy był jednak z członkami Prezydium Miasta Gdańska z tego względu, że spółka miała siedzibę na terenie Gdańska" - dodał Marcin P.

Marcin P. był też pytany przez szefową komisji śledczej Małgorzatę Wassermann (PiS) zapytany, czy w areszcie śledczym w Gdańsku ma komputer wraz z wi-fi. Marcin P. zeznał, że sam nie ma komputera, natomiast ma udostępniany przez areszt śledczy komputer do zapoznawania się z aktami. Komputer - według niego - nie ma dostępu do wi-fi.

"Emil Marat uprzedzał mnie o czynnościach ABW"

Emil Marat uprzedzał mnie o czynnościach ABW - zeznał Marcin P. Dodał, że Marat mówił mu o możliwości wykorzystania kontaktów z politykami, co do "załatwienia" sprawy Amber Gold. Według P., być może powoływał się on na "pana Cichockiego" z KPRM.

Pytany przez Małgorzatę Wassermann (PiS), od którego momentu wiedział, że ABW się nim interesuje, P. odparł, że od końca lipca 2012 r., kiedy "ostatni bank nam wypowiedział umowę rachunków bankowych". Dodał, że to zainteresowanie "na pewno" dotyczyło działalności Amber Gold.

Marcin P. zeznał, że nie uzyskał samego planu śledztwa, tylko informacje o zaplanowanych czynnościach ABW ws. Amber Gold, m.in. co do zweryfikowania kont bankowych spółki i przepływów pieniężnych, a nie wobec niego. Dodał: "15 sierpnia dowiedziałem się, że 16 z rana przyjdzie do mnie ABW do mieszkania i do spółki". Zeznał, że dowiedział się tego z smsa wysłanego z nieznanego mu numeru, "który można odszukać". "W smsie był komentarz, że mam uciekać, ale nie planowałem żadnej ucieczki" - dodał P.

Pytany przez Wassermann, czy o czynnościach ABW uprzedzał go Emil Marat, P. odparł: "Tak, na pewno tak". Dopytywany, skąd Marat to wiedział, P. odparł, że miał on się zajmować PR Amber Gold i postawił warunek, że będzie współpracował tylko z radcą prawnym Pawłem Kunachowiczem, który prowadził kancelarię w Warszawie.

"Emil Marat wielokrotnie sugerował mi także, że jest możliwość wykorzystania kontaktów pana Pawła Kunachowicza z politykami, co do załatwienia tej sprawy, czytaj Amber Gold" - zeznał P. Pytany przez Wassermann, na kogo Marat się powoływał, P. odpowiedział, że "powoływał się na kogoś z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale nazwiska nie jestem w stanie podać". Wassermann spytała: "Czy powoływał się na pana Cichockiego?". P. odpowiedział: "Być może tak".

Zapytany przez Wassermann, na czym miałaby polegać rola tych polityków, P. odparł: "Któryś z tych polityków był koordynatorem służb specjalnych, odpowiedzialnym za ABW (...) Oni mieli po prostu także uzyskać informacje ze strony ABW, jakie czynności są prowadzone, jakie są realizowane i w jaki sposób można je zablokować albo zmienić". "Takie były sugestie; ja nie skorzystałem z takich możliwości wpływania" - oświadczył świadek.

W 2012 r. ówczesny szef MSW Jacek Cichocki miał uprawnienia w zakresie koordynacji działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

"Informacja o mojej karalności nie była żadną tajemnicą"

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała o polityków, których wymienił P., w tym np. prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który zapraszał P. do loży VIP-owskiej na mecze.

"Były takie propozycje (...) bilety do łoży VIP-owskiej na mecze Euro 2012 przekazałem swoim pracownikom, którzy poszli do tych lóż VIP-owskich i one bezpośrednio do mnie do spółki trafiły, to na pewno" - powiedział P.

Wassermann dopytywała P., czy w Gdańsku, ludzie z którymi współpracował i sponsorował ich imprezy, mieli świadomość, co do jego uprzedniej karalności.

"Podejrzewam, że tak, bo to był fakt powszechnie znany, niektórzy się nawet o to pytali. Ja nie jestem w stanie powiedzieć, kto dokładnie, ale takie pytania padały i taka odpowiedź z mojej strony padała w wypowiedzi z mojej strony. To nie była żadna tajemnica o karalności" - odpowiedział P.

Odpowiadając na kolejne pytanie przewodniczącej komisji, P. powiedział, że nie miał kontaktu z ówczesnym ministrem Sławomirem Nowakiem. "Nie, z panem ministrem Nowakiem bezpośredniego kontaktu nie miałem, najwyższy kontakt jaki ja miałem związany z Ministerstwem Infrastruktury to był w tamtym czasie pełniący obowiązki prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego pan Tomasz Kądziołka, który wszelkie czynności z ministerstwem załatwiał" - wyjaśnił Marcin P.

Marcin P. pytany przez posła Jarosława Krajewskiego (PiS), czy przypomina sobie artykuł Magdaleny Olczak "Pośrednik z wyrokiem za przywłaszczenie" opublikowany 16 kwietnia 2010 w "Gazecie Wyborczej", w którym cytowane są jego słowa, gdzie przyznaje się, że został skazany prawomocnym wyrokiem, odpowiedział, że rozmawiał z Magdaleną Olczak.

Dopytywany, dlaczego zdecydował się na upublicznienie informacji na temat własnej karalności, stwierdził, że tego faktu nie można było ukrywać.

"Na stronie internetowej, w zakładce +blog Amber Gold+ informacja o mojej karalności także była, włącznie z wytłumaczeniem" - powiedział Marcin P.

"To nie było nic ukrywanego i ktokolwiek się pytał, ja na te pytania udzielałem informacji, to nie była jakaś tajemnica, że nikt na ten temat nie rozmawiał" - dodał.

Marcin P. poinformował, że jego pracownicy wiedzieli o jego karalności. "Powiedziałem, że jeżeli nie chcą pracować, znając tę informację, to mogą odejść - ja nie będę miał żadnych pretensji. Nikt się nie zdecydował na odejście" - powiedział.

Zaznaczył również, że o swojej karalności informował swoich pracowników jeszcze przed opublikowaniem artykułu przez "Gazetę Wyborczą"

"Z lotniskiem w Łodzi była "śmieszna sytuacja" z Markiem Belką"

Marcin P. był pytany przez Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15) o to, jak wyglądało obniżanie opłat na poszczególnych lotniskach. Dopytywany o lotniska w Łodzi i Katowicach mówił:

"Z Łodzią jakaś śmieszna sytuacja była związana z Markiem Belką, ale tutaj Jarosław Frankowski by mógł więcej powiedzieć, bo ja nie jestem w stanie" - powiedział.

"Bynajmniej Łódź, żebyśmy latali, bardzo duże pieniądze oferowała. To była umowa podpisana o zachowaniu poufności z Łodzią, tylko czy to było z Urzędem Miasta w Łodzi, czy to było z samym portem lotniczym, to ja już teraz nie powiem" - dodał Marcin P.

Dopytywany, jaka była rola Marka Belki w tej sprawie, odpowiedział, że nie umie na to pytanie odpowiedzieć.

"Ja pamiętam, że jakaś sytuacja z prezesem Belką była w porcie w Łodzi - czy to była jakaś plotka czy nie to ja nie wiem, na to pytanie powinien umieć odpowiedzieć pan Jarosław Frankowski, bo on się tymi sprawami zajmował bezpośrednio lub osoba, która zajmowała się kontaktami z lotniskami" - podkreślił.

Marcin P. pytany o to, czy środki finansowe z Łodzi zostały przelane na konto, odpowiedział: "wydaje mi się, że nie doszło do podpisania ostatecznej umowy, była tylko umowa przedwstępna".

"Każdy, kto zwiera umowę, powinien mieć świadomość konsekwencji"

Każdy, kto zwiera umowę, powinien mieć świadomość konsekwencji, jakie ponosi - mówił przed komisją śledczą Marcin P., były szef Amber Gold. Dodawał, że można stracić środki w wyniku umowy na "produkty obarczone ryzykiem".

"Podejrzewam, że też pewnie byłbym rozczarowany, gdybym stracił swoje środki" - tak P. odpowiedział na pytanie Stanisława Pięty (PiS), czy klienci Amber Gold mogą się czuć rozczarowani. "Jednakże, jest coś takiego, jak warunki umowy i czytając warunki umowy, każdy, kto zwiera umowę, powinien mieć świadomość konsekwencji, jakie ponosi" - oświadczył P.

"W chwili obecnej wiemy, że nikt o niczym nie wiedział i przychodził i podpisywał, bo myślał, że +coś tam+; to jest jego ryzyko" - powiedział P. "Nie jestem w stanie zakazać każdemu podejmowania ryzyka" - dodał. "Tak, można stracić środki" - zaznaczył, mówiąc o zawieraniu umów na "produkty obarczone ryzykiem".

Według P. "zapominamy o tych osobach, które uzyskały nawet więcej niż zakładała umowa w Amber Gold, bo takich osób też jest dość sporo".

Pięta pytał też P., czy był kiedykolwiek "informatorem Centralnego Biura Śledczego". "Nie, nigdy nie byłem informatorem żadnej agencji, czy CBŚ, czy CBA, czy ABW i nigdy nie miałem takiej propozycji" - odparł świadek.

>>> Czytaj też: Wassermann: przesłuchanie Donalda Tuska jest przesądzone