Pominięcie Polski i Węgier podczas wizyt dyplomatycznych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej prezydenta Francji Emmanuela Macrona jest niedobre, ale to klasyczna taktyka negocjacyjna - ocenił wiceszef Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki (PiS). Zrobiłbym to samo - dodał.

Czarnecki, pytany w środę w radiu TOK FM, o brak wizyty prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Polsce podczas jego podróży dyplomatycznej do państw Europy Środkowo-Wschodniej, ocenił, że "oczywiście, to jest niedobre". "To oczywiste, że to jest bardzo przewidywalna taktyka prezydenta" - zaznaczył. Według europosła prezydent Francji "postępuje według klasycznych technik negocjacyjnych". "To by się zdarzyło za każdego rządu" - dodał.

Zdaniem wiceszefa PE prezydent Macron w ten sposób "walczy o interesy francuskich firm". "Ja zarzutów mu nie stawiam, na jego miejscu zrobiłbym identycznie - bym ominął państwa, właśnie Polskę i Węgry, w tej kolejności, które delegują najwięcej ludzi do krajów starej Unii" - przyznał.

Czarnecki zauważył, że Polska jest liderem w Unii Europejskiej pod względem pracowników delegowanych, dostarcza na rynek europejski wiele takich pracowników. "I jest oczywiste, że w tej grupie państw, której ta sprawa dotyczy, Polska jest najtrudniejszym orzechem do zgryzienia dla Francji i Niemiec" - podkreślił europoseł.

Jak zauważył "+ABC negocjacji+ mówi, że jeżeli się negocjuje z grupą osób, czy środowisk, czy państw w tym wypadku, to trzeba wybrać te kraje, tych ludzi, te środowiska, które są najsłabszym ogniwem w tych negocjacjach, których ten problem dotyczy".

Reklama

"Jest oczywiste, że my byśmy chcieli, żeby Macron w tej sprawie negocjował z rządem polskim, ale on stosując normalną technikę negocjacyjną chce najpierw odseparować od Polski, na przykład Rumunię i Bułgarię, które delegują mniej pracowników" - wskazał Czarnecki podkreślając, że jest to jeden ze sposobów negocjacji.

Prezydent Francji Emmanuel Macron w dniach 23-25 sierpnia odwiedzi Austrię, Rumunię i Bułgarię, by rozmawiać z europejskimi przywódcami o nowelizacji unijnej dyrektywy o pracownikach delegowanych - podała w poniedziałek AFP, powołując się na Pałac Elizejski.

W ub. roku Komisja Europejska przedstawiła propozycję nowelizacji dyrektywy z 1996 r. w sprawie delegowania pracowników w UE. Najważniejszą proponowaną zmianą jest wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, co pracownik lokalny za tę samą pracę.

Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, lecz także inne obowiązkowe składniki wynagrodzenia, takie jak premie czy dodatki urlopowe. Gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, pracownik delegowany - zgodnie z propozycją KE - byłby objęty prawem pracy państwa goszczącego. Dla polskich firm, które delegują prawie pół miliona pracowników, to skrajnie niekorzystne zapisy. Francja, wspierana przez kilka innych zachodnich krajów, forsuje ograniczenie delegowania do 12 miesięcy.

Obecne rozwiązanie, zgodnie z którym firma płaci składki na świadczenia społeczne od delegowanych pracowników według stawek kraju pochodzenia, Macron i wielu innych polityków na Zachodzie nazywają "dumpingiem socjalnym".

Ministrowie pracy krajów UE mają się zająć nowelizacją dyrektywy na spotkaniu 23 października w Luksemburgu.

>>> Polecamy: Podatkowa komisja śledcza ma "przykryć" zmiany w spółkach Skarbu Państwa?