Obawy te nabrały konkretnego kształtu wskutek pospiesznego zwołania na 30 lipca wyborów do Konstytucyjnego Zgromadzenia Narodowego (Konstytuanty). Za jego pomocą Maduro chce zmienić za jednym zamachem całe ustawodawstwo i zlikwidować demokratycznie wybrany parlament - Zgromadzenie Narodowe, w którym opozycja ma zdecydowaną przewagę, ale którego uchwał prezydent nie uznaje.

Przygrywką do "ustawodawczego" zamachu na parlament był w środę atak 200 prorządowych bojówkarzy na siedzibę Zgromadzenia Narodowego, podczas którego pobili dotkliwie 12 deputowanych i zajęli gmach parlamentu.

Nie tylko liderzy głównej siły opozycyjnej - Platformy Jedności Demokratycznej, lecz także wielu dawnych ministrów rządu Chaveza i jego bliskich współpracowników otwarcie potępiło dążenie jego następcy do ustanowienia dyktatury personalnej. Eksminister finansów, Rodrigo Cabezas, oświadczył w piątek: "prymitywne zdziczenie oraz irracjonalne działania nie mają nic wspólnego z Wenezuelą ani z jej ludem, który swego czasu poszedł za Chavezem".

Jedną z twarzy opozycji stała się także Luisa Ortega Diaz, dotychczasowa prokurator generalna, która odmówiła działania pod dyktando prezydenta Maduro.

Reklama

Maduro podczas czwartkowego spotkania z robotnikami upaństwowionych zakładów w stolicy wenezuelskiego stanu Bolivar, jednego z najbiedniejszych w kraju, oświadczył: "Jeśli w jakimś miejscu pracuje 15 000 robotników (zakładów państwowych), to te 15 000 musi głosować w wyborach do Zgromadzenia Konstytucyjnego bez żadnej wymówki".

"Przedsiębiorstwo po przedsiębiorstwie, ministerstwo po ministerstwie, urząd gubernatora po urzędzie gubernatora, zarząd miejski po zarządzie miejskim, idziemy głosować na Zgromadzenie Konstytucyjne. Zrozumieliście?!" - oznajmił.

Chór głosów odpowiedział na to pytanie: "Tak, zrozumieliśmy!".

W Wenezueli liczba pracowników instytucji państwowych wynosi 2,8 miliona, co stanowi pokaźną część 30-milionowej ludności.

Przewodniczący Konferencji Biskupów Wenezueli, abp Diego Padron, ostrzegł w piątek, że celem działań prezydenta Maduro jest "ustanowienie marksistowskiej dyktatury wojskowej".

Padron powiedział też, że papież Franciszek "odczuwa głęboki ból z powodu sytuacji społeczeństwa wenezuelskiego dotkniętego ciężkim kryzysem gospodarczym".

W ub. roku doprowadził on do trzycyfrowej inflacji, a obecnie mimo poprawy na rynku naftowym potęga naftowa, jaką jest Wenezuela, wciąż boryka się z kryzysem finansowym, który sprawia, że na rynku brakuje podstawowych towarów.

Przewodniczący Episkopatu wyraził również ból z powodu nasilającej się przemocy w kraju. W trakcie demonstracji ulicznych zginęło w ciągu ostatnich trzech miesięcy około stu osób.