Komisja Europejska zapowiada, że przeanalizuje porozumienie zawarte między przedstawicielami niemieckich władz i koncernów motoryzacyjnych ws. silników Diesla. "To wciąż jeszcze wstępne kroki" - powiedziała w czwartek rzeczniczka KE Vanessa Mock.

We wtorek ministerstwo transportu Niemiec zorganizowało spotkanie przedstawicieli władz centralnych i lokalnych z reprezentantami niemieckich koncernów motoryzacyjnych. Tematem rozmów były metody zmniejszenia emisji szkodliwych substancji.

Wieczorem udało im się dojść do porozumienia. Producenci samochodów zobowiązali się do aktualizacji oprogramowania silników, aby systemy filtrowania emisji działały skuteczniej. Ta aktualizacja zostanie przeprowadzona w 5,3 mln samochodów, kosztem około 500 mln euro. Koszty te pokryją koncerny.

"Cieszymy się z wysiłków niemieckiego rządu i przemysłu, które mają na celu odbudowę zaufania konsumentów i poprawę zdrowia obywateli w związku ze skandalem wokół fałszowania wyników emisji spalin. Gdy otrzymamy więcej szczegółów, będziemy analizować zaproponowane środki. To wciąż jeszcze wstępne kroki" - powiedziała Mock na konferencji prasowej.

Komisja zamierza przeanalizować, czy zaproponowane rozwiązania okażą się wystarczające, by ograniczyć emisję szkodliwych substancji. "Konsumenci nie powinni ponosić jakichkolwiek dodatkowych kosztów" - powiedziała.

Reklama

Na konferencji padło pytanie, czy rozmiary skandalu nie uzasadniałyby uruchomienia w tym przypadku procedury praworządności.

"Procedura ochrony praworządności dotyczy systemowego zagrożenia praworządności. To oznacza, że system sądownictwa nie działa, że istnieją sądy, których wyroki nie są respektowane, że nie ma niezależnych sędziów. Tego dotyczy procedura praworządności. W przypadku skandalu związanego z silnikami Diesla (...) legislacja działa - środowiskowa, konsumencka, przepisy dotyczące rynku wewnętrznego, a także prawo ochrony konkurencji. Działamy na tych frontach" - powiedziała rzeczniczka KE Mina Andreewa.

KE uważa, że Volkswagen powinien zrekompensować konsumentom straty poniesione w wyniku skandalu z fałszowaniem pomiarów toksyczności spalin.

Przemysł motoryzacyjny jest pod presją afery, jaka wybuchła, gdy we wrześniu 2015 roku amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ujawniła, że w samochodach Volkswagena montowano urządzenia fałszujące wyniki pomiarów zawartości tlenków azotu w spalinach z silników Diesla. Volkswagen przyznał się do zainstalowania tych urządzeń w około jedenastu milionach samochodów. Oprogramowanie, znane pod angielską nazwą "defeat device" (urządzenie zakłócające), wyłączało system neutralizowania tlenków azotu podczas normalnej eksploatacji samochodu i włączało go po rozpoznaniu, że silnik poddawany jest testom.

Volkswagen znalazł się w ten sposób w centrum największego skandalu, jaki dotknął w ostatnich latach globalną branżę motoryzacyjną. Skutkiem jest też największy kryzys w 80-letniej historii firmy, który kosztował ją dotąd - jak podaje Reuters - 25 mld dolarów. Firma musi się obecnie liczyć z wieloletnimi procesami sądowymi oraz miliardowymi karami za łamanie przepisów o normach technicznych i ochronie środowiska.

We wtorek szef Europejskiego Banku Inwestycyjnego Werner Hoyer przyznał, że w 2009 roku 400 mln euro kredytu udzielonego Volkswagenowi przez EBI mogło zostać wykorzystane do zaprojektowania urządzenia manipulującego pomiarem toksyczności spalin. Dodał, że VW wprowadził też bank w błąd ws. urządzenia. W środę do tej kwestii odniosła się Transparency International EU. Według organizacji, po ujawnieniu informacji o kredycie EBI, Komisja Europejska powinna zdecydować o wpisaniu Volkswagena na czarną listę firm, które mają zablokowany dostęp do unijnych funduszy.