Morawiecki był pytany na poniedziałkowej konferencji prasowej na terenie przejścia granicznego Świecko-Frankfurt, czy widzi gospodarcze konsekwencje sporu pomiędzy "starą Europą i Komisją Europejską" a Polską.

"Konsekwencji gospodarczych niemalże nie widzę, współpraca bardzo dobrze się rozwija, (m.in.) współpraca inwestycyjna, coraz więcej inwestorów przychodzi do nas, również z krajów UE" - powiedział Morawiecki. Jak mówił, z punktu widzenia ministerstwa finansów, na każdej Radzie do Spraw Gospodarczych i Finansowych (tzw. ECOFIN) współpraca układa się bardzo dobrze, m.in. trwają dyskusje o rajach podatkowych, o wspólnej bazie opodatkowania kredytów korporacyjnych oraz przepisach VAT.

"Patrząc na chłodno, ja tutaj napięć, które prowadziłyby do jakichś bezpośrednich, zasadniczych trudności nie dostrzegam" - powiedział wicepremier.

Przyznał jednocześnie, że "mamy pewien problem z dyrektywą o pracownikach delegowanych". "Uważamy, że swobody ujęte w traktatach rzymskich powinny być realizowane bez takich wyjątków i bez naciągania - co do zastosowania poszczególnych przepisów, ale legislacja nie jest jeszcze zamknięta, dyskutujemy o niej jeszcze w Brukseli" - zaznaczył Morawiecki.

Reklama

W ub. roku Komisja Europejska przedstawiła propozycję nowelizacji dyrektywy z 1996 r. w sprawie delegowania pracowników w UE. Najważniejszą proponowaną zmianą jest wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, co pracownik lokalny za tę samą pracę. Propozycji KE przeciwnych jest kilkanaście państw członkowskich, w tym m.in. Węgry, Słowacja, Czechy, Portugalia, Hiszpania i Polska. Ministrowie pracy krajów UE mają się zająć nowelizacją dyrektywy na spotkaniu 23 października w Luksemburgu.

Premier Beata Szydło oświadczyła w czwartek, że Polska nie zmieni swojego stanowiska w sprawie pracowników delegowanych.

W piątek prezydent Francji Emmanuel Macron nazwał "błędem" odmówienie przez Polskę zmiany stanowiska w sprawie rewizji dyrektywy o pracownikach delegowanych, która - jego zdaniem - prowadzi do "dumpingu socjalnego i niesprawiedliwej konkurencji".

Dziennikarze dopytywali Morawieckiego, czy jego zdaniem stanowisko polskiego rządu ws. pracowników delegowanych jest właściwe, bo "w tej chwili rząd stoi po stronie pracodawców, a nie pracowników, którzy zyskaliby na zmianie". "Polski rząd stoi po stronie ludzi, stoi po stronie pracodawców i po stronie pracowników. Sztuka polega na tym, by wypośrodkować cele między pracownikami i pracodawcami" - powiedział Morawiecki. Wyraził nadzieję, że taki "złoty środek" zostanie wypracowany z partnerami europejskimi.

"Rzeczywiście pod Paryżem, Brukselą, Amsterdamem, pełno jest parkingów z polskimi kierowcami. Ale ja przypomnę tylko naszym przyjaciołom Francuzom, czy innym, którzy proponują zmianę w tej dyrektywie, że na ulicach polskich miast, w Krakowie, ale i w mniejszych miastach (...) jest wiele banków francuskich, jest wiele sklepów wielkopowierzchniowych francuskich. I my nie stosujemy żadnych restrykcji" - podkreślił Morawiecki.

"Prezydent Macron i niektórzy inni nazywają to społecznym dumpingiem, to nie jest społeczny dumping, to jest swoboda przepływu usług, którą my mamy zagwarantowaną w traktacie akcesyjnym i będziemy oczywiście w Brukseli na forum KE, ale też PE i Rady Europejskiej walczyć o tę swobodę" - zadeklarował wicepremier.

Zaznaczył, że jeśli nazywa się sprawę polskich pracowników delegowanych "dumpingiem społecznym", to tym samym "zdominowanie wielu polskich branż jest dumpingiem korporacyjnym, albo wręcz dumpingiem podatkowym". "Bo jeżeli ktoś rozlicza się podatkowo we Francji a poprzez mechanizm cen transferowych ucieka do Francji z tymi podatkami, to można to chyba nazwać dumpingiem korporacyjnym albo podatkowym" - ocenił Morawiecki.

>>> Czytaj też: Morawiecki: w tym roku uszczelnienie VAT - ok. 20 mld zł