Nękanie miało na celu zmuszenie lokatorów do opuszczenia mieszkań; działała ekipa czyścicieli kamienic, z 84 osób w budynku zostało 10 - powiedziała w środę przed komisją weryfikacyjną mieszkanka Nowogrodzkiej 6a Alicja Dobecka-Olsen.

Dobecka-Olsen powiedziała, że mieszka przy Nowogrodzkiej od 1945 r. Jak mówiła, w 2011 r. lokatorzy otrzymali pismo z administracji informujące, że niesprzedane części nieruchomości, decyzją prezydent Warszawy, przechodzą na 18 osób wyszczególnionych w tym piśmie. Powiedziała, że po tym jak prawa własności objęła spółka Jowisz "zaczęło się". "Tzn. nękania, remonty i podwyżki" - mówiła.

Dodała, że przed reprywatyzacją czynsz wynosił 6 zł na metr kwadratowy, czyli niecałe 400 zł, a dzisiaj ta stawka, która "dała spółka Jowisz" wynosi 70 zł za metr, co oznacza, że przy dużych mieszkaniach powyżej 100 metrów kwadratowych czynsz z mediami wychodzi 10 tys. zł. Powiedziała, że ma mniejsze mieszkania, ale jej emerytura wynosi 1311 zł, a czynsz przekracza emeryturę - skierowała, więc sprawę do sądu.

Świadek powiedziała, że po reprywatyzacji "zaczęli przychodzić bardzo ładni, młodzi chłopcy, ale wypisz, wymaluj Pruszków". Dodało, że padało jedno pytanie: "Kiedy się pani wyprowadzi". Mówiła komisji, że odpowiadała na nie, że się nie wyprowadzi i pytała, do czego będą im potrzebne te mieszkania. "Bo my będziemy sprzedawać po 20 tys. zł za metr" - brzmiała według świadka odpowiedź.

Pytana przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego, czy te "wszystkie okoliczności, nękanie" miały na celu zmuszenie lokatorów do opuszczenia mieszkań, powiedziała: "Tak jest, oczywiście, że zmusić, to przede wszystkim, tylko o to chodziło, żeby oczyścić cały budynek". Dopytywana, czy w kamienicy działała ekipa do czyszczenia kamienic, odpowiedziała: "tak, to byli czyściciele kamienic".

Reklama

Jak mówiła, lokatorom pozalewano mieszkania, a zimą ze względu na niezabezpieczone okna, otwieranie drzwi, przemieszczanie się robotników, lokatorzy mieli w mieszkaniach temperaturę od 9 do 13 stopni.

Podkreśliła, że z 84 osób, które mieszkały w kamienicy przy Nowogrodzkiej zostało 10. Dodała, że remont kamienicy, który w zasadzie trwa cztery lata nie przyniósł "żadnego, widocznego ulepszenia". Co więcej - jak mówiła - niszczono ściany, zrywano podłogę, wyrywano kaloryfery. Jej zdaniem kamienica, czyli zabytek jest niszczona, a konserwator zabytków nie reaguje.

Poinformowała komisję, że w ramach "kosztów wyprowadzki" oferowano jej 10 tys. zł. Podobne kwoty - jak dodała - proponowano od 5 do 10 tys. zł w zależności od mieszkania.

Dobecka-Olsen przyniosła też na rozprawę śrubki. "Bo skoro nas porównują do śrubek, to proszę bardzo, my nie jesteśmy ludźmi, niektórym chyba się w głowie pomyliło" - powiedziała. W ten sposób odniosła się do słów dyrektora Biura Spraw Dekretowych Piotra Rodkiewicza, który niedawno powiedział na konferencji w ratuszu odpierając zarzuty o brak należytego nadzoru i kontroli nad urzędnikami BGN-u: "Czy pytałby pan szefa wielkiej korporacji, dlaczego w jakimś magazynie są rozsypane śrubki? Miasto jest w pewnym sensie wielką korporacją, na czele którego stoi prezydent i za to, że gdzieś tam źle się dzieje odpowiada ten, kto kieruje tym działem" - powiedział Rodkiewicz zwracając się do jednego z zadających pytanie dziennikarzy.

"Tam nie da się mieszkać"

Mieszkanie Jolanty Stachury w kamienicy przy ul. Nowogrodzkiej 6a jest zalewane przez firmę remontującą; podłoga się zapada; pęknięty jest sufit, w łazience narasta grzyb. "Po prostu nie da się mieszkać" - mówiła w środę kobieta przed komisją weryfikacyjną.

Zeznając jako świadek, Stachura mówiła, że mieszka tam razem z córką w jednym pokoju o pow. 24 m kw., ze wspólnym przedpokojem i używalnością łazienki. Przed reprywatyzacją za mieszkanie to płaciła ok. 360 zł; teraz musiałaby zapłacić 2,6 tys. zł za sam czynsz. "Jesteśmy za biedni, by płacić czynsz w kamienicy prywatnej" - dodała, podkreślając że na czynsz wydaje 3/4 emerytury.

"Warunki są okropne; nie do egzystencji" - mówiła kobieta, według której od przejęcia kamienicy przez spółkę Jowisz stan techniczny lokalu jest fatalny. Jest zalewany przez firmę remontującą; podłoga się zapada, pęknięty jest sufit, w łazience, gdzie nie ma ogrzewania, powstał grzyb. "Po prostu nie da się mieszkać" - oświadczyła. Według niej, zagraża to także bezpieczeństwu.

Stachura skarżyła się na remonty, prace trwające nawet po godz. 22.00. "Młoty chodziły mi całe lato nad głową; tu się wszystko trzęsło" - mówiła. "Wszystko się kurzy" - dodawała; zniknęła nawet tablica informacyjna o remoncie. "Nie wydaje mi się, że to prawdziwe remonty" - oceniła.

Podkreśliła, że zewnętrzne rusztowania nie miały zabezpieczenia. "Nocą różni ludzie, nie wiem czy dla żartu, wchodzili i patrzyli przez okno" - powiedziała. "Myśmy się z córką bardzo bały, że ktoś wejdzie przez okno" - dodała. Dopiero w ostatnim etapie prac, na ich prośbę zabezpieczono rusztowanie siatką.

"Jest dużo pustostanów, bo ludzie się wyprowadzili. My zostaliśmy jedyni na piętrze" - mówiła kobieta. Dodała, że w tym samym lokalu - który kiedyś był pomieszczeniem dla trzech rodzin - mieszka też pracownik firmy Jowisz, co - według niej - "jest troszeczkę meczące". Jej zdaniem, to rodzaj presji. Mówiła także, że było do niej włamanie, ktoś śledził również jej córkę.

Stachura zeznała, że przedstawiciele Jowisza proponowali jej wyprowadzkę, sugerowali nawet wyłudzenie oświadczenia od lekarza. "Chodziło o to, abyśmy dostali mieszkanie socjalne" - wyjaśniła. "Sugerowano, że jak się nie wyprowadzimy, to będziemy bezdomni" - dodała. Rok temu zaproponowano jej by się wyprowadziła w zamian za 2 tys. zł, bo - jak usłyszała - spółka chce sprzedać mieszkania. Oświadczyła im, że nie ma się dokąd wyprowadzić.

W końcu, nie mogąc wytrzymać finansowo całej sytuacji, w marcu br. kobieta złożyła dokumenty do miasta o przydział mieszkania. "Chciałabym godnie żyć i o nic więcej nie proszę" - oświadczyła.

Wszelkie kontakty z mieszkańcami kamienicy odbywały się z poszanowaniem prawa i drugiego człowieka - oświadczyła Fenix Group w stanowisku przekazanym mediom (spółka Jowisz należy do tej grupy). Dodano, że "remont wpłynął na poprawę bezpieczeństwa obiektu". Kamienicę spółka nabyła w 2013 r. za ponad 7 mln zł od spadkobierców "legitymujących się prawomocnymi, wydanymi przez polskie urzędy i sądy, dokumentami świadczącymi o tym, że są prawowitymi właścicielami".

>>> Czytaj też: Platforma Obywatelska hamletyzuje w Warszawie