Samo przyjęcie przez Polskę euro nie wpłynie bezpośrednio na nasz rynek pracy. Jednak z punktu widzenia zwiększenia konkurencyjności gospodarki trzeba przed przyjęciem wspólnej waluty uelastycznić przepisy regulujące zatrudnienie.
Obecnie Polska może wpływać na sytuację na rynku pracy, zmniejszając na przykład koszt kredytu. Temu służy redukcja stóp procentowych. Po wejściu do strefy euro nie będzie można w ten sposób wpływać na rynek pracy.
- Cały ciężar kształtowania aktywnej polityki rynku pracy spadnie na przedsiębiorstwa. Dlatego nasz rynek pracy powinien być elastyczny - mówi Jan Rutkowski, ekonomista Banku Światowego.
Eksperci wskazują też, że przystąpienie Polski do strefy euro może powodować wzrost presji na podwyżkę wynagrodzeń. Postulują uelastycznienie przepisów, które regulują zatrudnienie.

Płace w dół

Organizacje pracodawców - PKPP Lewiatan i Konfederacja Pracodawców Polskich postulują, aby kodeks pracy pozwalał na zawieszenie wypłaty płac lub częściowe ich zmniejszenia.
- Przez jakiś czas pracodawca powinien móc obniżyć czasowo płace i nie być za to karany. Kar nie powinno być także wtedy, gdy przedsiębiorstwo nie może wypłacić wynagrodzeń na czas - mówi Małgorzata Rusewicz z PKPP Lewiatan.
Dodaje, że ograniczanie płac to najmniej kosztowna forma reakcji na zaburzenia czy nieoczekiwane zjawiska na rynku.
Profesor Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego podkreśla, że nasze wejście do strefy euro może w zakresie kształtowania płac spowodować efekt odmienny od oczekiwań przedsiębiorców.
- Wzrosną oczekiwania finansowe polskich pracowników - mówi Elżbieta Kryńska.
Dodaje, że nasz hydraulik czy górnik będą wywierali presje, aby ich zarobki były zbliżone do tych, które otrzymują ich koledzy z Niemiec czy Francji.
- Taki efekt psychologiczny będą chciały osiągnąć związki zawodowe - mówi Elżbieta Kryńska.
Zdaniem Wiktora Wojciechowskiego z FOR główną barierą w elastycznym kształtowaniu wynagrodzeń w Polsce są związki zawodowe, które domagają się wzrostu płac nawet w okresie spowolnienia gospodarczego i problemów finansowych przedsiębiorstw.
- Szczęśliwie w większości firm, szczególnie prywatnych, organizacje związkowe nie mają tak dużej roli jak w niektórych branżach zdominowanych przez sektor publiczny, np. górnictwie - mówi Wiktor Wojciechowski.
Dodaje, że odpowiedzialni liderzy związkowi powinni przekonać swoich członków, że poskromienie żądań płacowych jest skutecznym sposobem na utrzymanie dotychczasowych miejsc pracy.

Elastyczny czas pracy

Eksperci są zgodni, że aby uelastycznić polski rynek pracy, trzeba też zmienić przepisy o czasie pracy. Firmy powinny mieć możliwość zwiększenia elastyczności w organizowaniu czasu pracy w związku ze zmieniającą się sytuacją gospodarczą. Zdaniem Henryka Michałowicza z Konfederacji Pracodawców Polskich rozliczanie czasu pracy powinno następować w okresie dłuższym niż miesięczny, na przykład kwartalnie.
- Łatwiej można dostosować godziny pracy do potrzeb produkcyjnych zakładu - mówi Henryk Michałowicz.
Dzięki takiemu rozwiązaniu pracownik, który był zwolniony z obowiązku świadczenia pracy w okresie przerwy w produkcji, odpracowywałby ten czas w późniejszym terminie.
- Taki system sprawnie funkcjonuje w Niemczech - mówi Henryk Michałowicz.

Niska mobilność pracowników

Zdaniem ekspertów o dobrze funkcjonującym rynku pracy można też mówić wtedy, gdy pracownicy mogą łatwo zmienić miejsce pracy. U nas te mechanizmy dostosowawcze nie działają sprawnie.
Główną barierą w mobilności przestrzennej pracowników w Polsce są m.in. wieloletnie zaniedbania w infrastrukturze transportowej. Powszechnie wiadomo, że mamy za mało dróg, linii kolejowych i środków transportu publicznego. Często szybciej możemy dolecieć do Irlandii niż z małej miejscowości dojechać do dużego miasta oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów, gdzie moglibyśmy podjąć dobrze płatną pracę.
- Podejmowanie pracy poza dotychczasowym miejscem zamieszkania jest dodatkowo utrudnione przez archaiczne przepisy dotyczące ochrony lokatorów, które hamują rozwój rynku mieszkań pod wynajem - mówi Wiktor Wojciechowski.