Zabija pani?
    
    
        Dokonuję eutanazji. Zabijanie to bardzo krzywdzące określenie. Eutanazja to odbieranie życia w humanitarny sposób, tak aby zwierzę nie czuło bólu i strachu, nie cierpiało. 
    
    
        Czym?
    
    
        Takim samym środkiem, jakim dokonuje się ludzkiej eutanazji. Dokładnie ta sama substancja aktywna. Wystarczy wpisać w Google „środki do eutanazji” i wszystko wyskakuje. 
    
    
        Łatwo je kupić?
    
    
        Trzeba mieć pozwolenie. My jako lekarze weterynarii mamy nadzór farmaceutyczny i mamy też obowiązek prowadzenia specjalnej księgi narkotyków. Wpisuje się ilość substancji zużytych, zmarnowanych, tych, które zostają w konusie igły. Powinno to być zapisywane skrupulatnie, również ze względu na nadużycia. 
    
    
        Jakie nadużycia?
    
    
        Pentobarbital to lek z grupy barbituranów. Przekraczając dawkę 100 mg na kilogram ciała, dokonuje się eutanazji. W celach terapeutycznych można stosować mniejsze dawki. Mamy dostęp do wielu substancji narkotycznych i jako jedyna branża na świecie aktywnie dokonujemy eutanazji na co dzień. 
    
    
        >>> Czytaj też: Fogelman: Elita w Polsce zlekceważyła resztę społeczeństwa
    
    
        Jest w tym jakiś związek. 
    
    
        Między nadużywaniem a eutanazją – jest. Zrobiliśmy pierwsze w Polsce badania samopoczucia i satysfakcji zawodowej lekarzy weterynarii. W badaniu wzięło udział prawie 600 lekarzy. Anonimowo. Końcowe wyniki są przygnębiające, bo okazało się, że ponad 20 proc. lekarzy planowało samobójstwo, prawie 4 proc. ma myśli samobójcze kilka razy w tygodniu. Trzy lata temu byłam na dyżurach weterynaryjnych w Dubaju i poznałam tam lekarkę z Brazylii. Uczyłam się od niej chirurgii. 30 września 2016 r. nie przyszła do pracy. Znaleziono ją z kroplówką z pentobarbitalem w żyle. Chorowała długo na depresję i postanowiła skrócić swoje cierpienie. To niejedyna taka historia. Praktycznie każdy z nas zna kogoś z branży, kogo już między nami nie ma. Z jednej strony mówi się o tym, że powinniśmy oddzielić uczucia, być chłodni i profesjonalni, z drugiej współodczuwać z właścicielem, okazać mu empatię. To jest to, czego on oczekuje w tej chwili od lekarza weterynarii. Ważne, jak my sobie potem radzimy z tym natłokiem emocji, czy mamy jakieś techniki naprawcze dla stresu, dla napięcia, które są w tej pracy. Słyszała pani o takim pojęciu „zmęczenie współczuciem”?
    
    
        Cały wywiad przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej
    
    
