Rosjanie mieli też solennie obiecać premierowi Benjaminowi Netanjahu, że nie będą w żaden sposób reagować, jeśli izraelskie lotnictwo dokona nalotów na pozycje irańskie, jeśli Teheran zdecydowałby się rozmieścić w tym regionie strategiczne systemy rakietowe czy systemy rakiet nośnych Zenit.

Władze syryjskie i izraelskie zamierzają przystąpić teraz do delimitacji granicy, w tym na obszarach, których dotyczyło porozumienie z 1974 r. Zgodnie z nim mają tam stacjonować siły rozjemcze ONZ - wskazuje "Washington Post".

Izrael uzyskał kontrolę nad Wzgórzami Golan w następstwie wojny sześciodniowej w 1967 r. Próba odzyskania Wzgórz przez wojska syryjskie w 1973 r. zakończyła się niepowodzeniem. W 1974 r. wyznaczono tam strefę neutralną pozostająca pod kontrolą sił pokojowych ONZ (UNDOF).

W 1981 r. Izrael objął te tereny swoim systemem prawnym oraz administracyjnym. Syria uważa, że Wzgórza Golan są okupowane i domaga się zwrotu całości terytorium; w 2009 roku premier Izraela Benjamin Netanjahu powiedział, że Izrael nigdy nie odda tych terenów, gdyż są one niezbędne do zapewnienia bezpieczeństwa państwa żydowskiego.

Reklama

"Washington Post" twierdzi, że nie można wykluczyć, iż Donald Trump zaakceptował nieformalną umowę pomiędzy Izraelem i Kremlem i że sprawa ta była omawiana podczas dyskusji Trumpa z Putinem. Gazeta powołuje się na opinię jednego z przedstawicieli Białego Domu, który jednak podkreślił, iż nie sposób tego sprawdzić, gdyż Trump nie uznał za stosowne poinformować szczegółowo swej administracji o sprawach, które poruszył w rozmowie z Putinem.

Rząd premiera Izraela miał się porozumieć z Władimirem Putinem w sprawie rozwiązań dla Syrii południowej, gdzie pozbawione amerykańskiego wsparcia jednostki syryjskiej opozycji tracą kontrolę nad całymi obszarami, na niecały tydzień przed rosyjsko-amerykańskim szczytem w Helsinkach.

Jednym z powodów, dla których Izrael zdecydował się na umowę z Moskwą, mogło być dość oczywiste nastawienie Trumpa, który ogłosił, że nie zamierza się angażować w południowej Syrii i nie skrywa zamiaru wycofania wojsk USA z operacji w Syrii.

O tym, że USA, Rosja oraz Izrael osiągnęły porozumienie w sprawie konfliktu w Syrii sprowadzające się do utrzymania przy władzy obecnego prezydenta tego kraju Baszara el-Asada - pisał w piątek John R. Bradley na portalu tygodnika "The Spectator".

Brytyjski dziennikarz zajmujący się Bliskim Wschodem napisał, że "umowa jest już zawarta", "Asad pozostanie", a "Syria stała się rosyjskim protektoratem". "Na szczycie uzgodniono potrzebę trwałego zawieszenia broni między Syrią i Izraelem; rząd syryjski zaoferuje gwarancje dotyczące bezpieczeństwa państwa żydowskiego" - czytamy w konserwatywnym tygodniku. "Zachód musi się pogodzić z faktem, że przez lata wspierał przegrywającą stronę" w syryjskim konflikcie - konstatuje autor.

Według niego porozumienie to znacząca zmiana, gdyż "jeszcze niedawno USA było bliskie pójścia na wojnę z Asadem". Utrzymując, że Trump "po cichu porzucił w ubiegłym miesiącu wspieranych przez USA rebeliantów w południowo-zachodniej Syrii", wskazuje, że umowa była "od pewnego czasu przygotowywana". Teraz syryjscy rebelianci "mogą oczekiwać całkowitego porzucenia".

"Nic z tego nie byłoby możliwe bez zgody Izraelczyków" - pisze publicysta brytyjskiego "The Spectator". W jego ocenie państwo żydowskie "nie będzie miało problemu ze współpracą z reżimem Asada w Syrii w przyszłości", mimo wielu wezwań do zmiany władzy w Damaszku oraz dziesiątek bombardowań pozycji syryjskiego wojska w ostatnich latach.

Dzięki porozumieniu - jak twierdzi Bradley - "Rosja utrzymuje pełnomocnictwo w Syrii i ciepłowodny port na wybrzeżu Morza Śródziemnego", "USA wycofują się z grzęzawiska", a "Izrael pozbywa się zagrożenia ze swoich granic ze strony Iranu i Hezbollahu". (PAP)

mars/