Były szef koncernu General Electric powiedział FT, że nacisk, jaki menedżerowie i inwestorzy kładli na wartość dla udziałowców - co zresztą sam zapoczątkował w wygłoszonym w 1981 roku przemówieniu - był błędny. Welch mówi, iż błędem ze strony menedżerów i udziałowców było nastawianie się na stały wzrost zysków oraz notowań akcji, a także traktowanie tego jako celu dominującego.
- Wartość dla udziałowców okazała się najgłupszym pomysłem w świecie. To rezultat, a nie strategia. Strategia powinna być ukierunkowana na pracowników, klientów i produkty - mówił Jack Welch.
Wkrótce po tej wypowiedzi koncernowi GE, z którego odszedł w 2001 roku, agencja Standard & Poor's cofnęła najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej, czyli potrójne A.
Uwagi Welcha to kolejny przykład wymuszonej przez kryzys radykalnej zmiany podejścia do kapitalizmu ze strony wielu czołowych menedżerów i architektów polityki gospodarczej.
Reklama
Alan Greenspan, były przewodniczący Fed i arcykapłan leseferystycznego kapitalizmu, w lutym mówił FT, że USA mogą być zmuszone to okresowej nacjonalizacji niektórych banków w celu uporządkowania całego systemu bankowego.
Za datę narodzin ruchu wartości dla udziałowców uważa się zwykle wystąpienie Welcha (który krótko przedtem objął rządy w GE) w nowojorskim hotelu Pierre w 1981 roku. W tym przemówieniu, zatytułowanym Szybki wzrost w rozwijającej się wolno gospodarce, wyłożył on przekonanie, że sprzedaż działów o słabszych wynikach oraz agresywne cięcie kosztów zapewni firmie stały wzrost zysków, szybszy od tempa globalnego wzrostu gospodarczego. Przytaczano potem jego słowa, iż GE będzie lokomotywą ciągnącą PNB, a nie wagonem, który za nim podąża.
W zeszłym tygodniu Welch mówił natomiast, że nigdy nie zamierzał sugerować, iż głównym celem najwyższego kierownictwa ma być podbijanie notowań akcji za pomocą osiągania w każdym kolejnym kwartale zaplanowanego wzrostu zysków.
- Pomysł, by wartość dla udziałowców traktować jako strategię, jest szalony. Wartość dla udziałowców to produkt łącznych wysiłków kierownictwa i pracowników firmy - mówił.
Poproszony o skomentowanie wypowiedzi swojego następcy w GE, Jeffa Immelta, że w latach 90. każdy był w stanie kierować firmą, nawet pies, Welch stwierdził, że zgadza się z tą opinią, bo warunki ekonomiczne były wtedy korzystniejsze. - Wiatr pchał nas do przodu. Aż do 2007 bycie szefem było łatwe. Ale teraz jest to naprawdę trudne - powiedział.