Niedawno zakończył pan pracę nad nowelizacją ustawy o prawach pacjenta. Ostateczny kształt projekt miał uzyskać po konsultacjach z organizacjami pacjentów. Co się w ich wyniku zmieniło?
Z przyczyn obiektywnych nie zamieściliśmy tam przepisów o maksymalnym czasie oczekiwania na świadczenia zdrowotne – choć był wcześniej taki plan. W projekcie wszystko można zapisać, ale jeśli poważnie chcemy traktować prawo, musimy zastanowić się, czy przestrzeganie danego przepisu jest w ogóle realne. Możemy zapisać oczywiście, że w ciągu 30 dni musi być udzielone każde świadczenie, ale w praktyce będzie to martwy przepis. Uznaliśmy, że obecnie nie jest to możliwe. Poza tym wymaga dyskusji, czy taki zapis powinien dotyczyć wszystkich świadczeń, czy tylko niektórych, bo sytuacja różni się diametralnie w poszczególnych dziedzinach medycyny, do tego dochodzi sprawa monitorowania działania ustawy etc. Jak na przykład wyegzekwować taki maksymalny czas w przypadku psychiatrii dziecięcej, gdy jest zaledwie 412 lekarzy w całym kraju, z czego większość pracuje w Warszawie? Nie sprawimy, że ich nagle przybędzie.
Coś jeszcze z projektu wypadło?
Zrezygnowaliśmy z pomysłu uregulowania instytucji pełnomocnika do spraw praw pacjenta w szpitalach.
Reklama
Dlaczego?
Pojawiło się zbyt wiele krytycznych uwag ze strony organizacji pacjentów. Podnoszono, że pełnomocnicy jako pracownicy szpitala podlegający dyrektorowi nie będą samodzielni, dlatego zrezygnowaliśmy z ustawowego zapisu ich obowiązków i kompetencji. Chcieliśmy, by zatrudnianie pełnomocników było obligatoryjne i tu pojawiła się kwestia kosztów ponoszonych przez placówkę na zapewnienie tego etatu. Obecnie jest to fakultatywne, dlatego nie uznaliśmy za zasadne regulować prawnie stanu faktycznego. Niezależnie od tego gorąco zachęcam dyrektorów do powoływania pełnomocników ds. praw pacjenta. Taka osoba jest w stanie wiele kwestii spornych rozwiązać na poziomie szpitala, w bezpośredniej relacji z chorym.
A co z obowiązkami pacjentów? Je też chciał pan zapisać w ustawie.
W pierwotnym projekcie umieściliśmy obowiązki pacjentów, wraz z propozycjami sankcji za ich naruszenie. Ostatecznie jednak nie znalazły się one w projekcie.
Jakie to były sankcje?
Zaproponowaliśmy, aby w sytuacji uporczywego i rażącego naruszenia obowiązków przez pacjenta, np. w zakresie współpracy z lekarzem, w tym jeśli chodzi o realizację jego zaleceń, specjalista mógł odstąpić od kontynuacji leczenia.
Nie było zgody na takie sankcje?
Odbyła się burzliwa dyskusja z organizacjami pacjentów. Podnoszono, że ustawa dotyczy ich praw, a nie obowiązków. Starałem się przekonywać, że wszyscy obywatele, w tym także pacjenci, mają zarówno jedne, jak i drugie. Mamy obowiązek szanować prawa innych chorych, stosować się do zaleceń lekarza, odnosić się z szacunkiem do personelu, w miarę możliwości odwoływać zaplanowane wizyty itp. Zgodziliśmy się ostatecznie, by te obowiązki w ustawie zapisać, ale bez sankcji.
Co dalej będzie się działo z projektem?
Ponieważ rzecznik nie ma inicjatywy legislacyjnej, przekazaliśmy projekt do ministra zdrowia z prośbą o rozpoczęcie prac i do premiera o wsparcie. Zdajemy sobie sprawę, że mogą pojawić się uwagi krytyczne, bo projekt będzie podlegał konsultacjom społecznym.
Zanim – być może – uzyska pan kolejne uprawnienia dzięki temu projektowi, ma pan do dyspozycji nowe kompetencje, w które wyposażyła pana urząd kwietniowa nowela ustawy o Sądzie Najwyższym. Czy już pan z nich korzystał?
Dotychczas jeszcze nie, ale w przyszłym roku chcielibyśmy intensywniej wykorzystywać dwie możliwości, które zyskaliśmy: wnoszenia skargi nadzwyczajnej oraz zgłaszania do SN wniosku o rozstrzygnięcie rozbieżności w orzecznictwie sądów. Jeśli chodzi o skargę nadzwyczajną, możemy ją wnieść wobec orzeczeń prawomocnych, zapadłych po 3 kwietnia 2018 r. Dotychczas wpłynęło do nas kilkanaście wniosków o jej wniesienie, ale część z nich nie spełnia wymogów formalnych. Jesteśmy jednak gotowi wystąpić w sprawie, która spełni przesłanki, a jej charakter będzie to uzasadniał.
Jakiego typu mogłyby to być sprawy?
Na przykład o błąd medyczny, gdy orzeczenie rażąco narusza prawo, bowiem roszczenie pacjenta o zadośćuczynienie zostało oddalone, mimo istnienia podstawy prawnej do jego przyznania.
Jak pan ocenia przestrzeganie RODO w ochronie zdrowia?
Mieliśmy ponad 260 sygnałów związanych z RODO. Można je podzielić na kilka kategorii. Po pierwsze, pacjenci zgłaszają, że pomimo obowiązywania RODO nadal są wywoływani do gabinetów po nazwisku. Przypomnę, że w poradniku opracowanym przez resorty zdrowia i cyfryzacji przy współudziale rzecznika praw pacjenta znajduje się odpowiedź na pytanie, jak to zagadnienie rozwiązać. Na przykład można wzywać pacjentów po numerze nadanym w rejestracji czy po imieniu i godzinie rozpoczęcia wizyty, np. pan Jan z godziny 14. Sposoby takie jak nadawanie pacjentom pseudonimów nie są konieczne. Druga rzecz, to ochrona danych w trakcie rejestracji. Brakuje miejsc, gdzie pacjent może być sam z rejestratorką; personel nie zwraca uwagi, że tylko jedna osoba może przebywać przy okienku, a kolejne powinny w pewnym oddaleniu czekać na swoją kolej. Trzecia kwestia, to tzw. casus zakopianki, gdy po wypadku autokaru, w wyniku którego obrażeń doznały dzieci, rodzicom odmawiano udzielania informacji przez telefon. Pacjent ma prawo, by jego bliscy dowiedzieli się o jego stanie zdrowia (tj. rodzice w przypadku małoletnich czy upoważnione osoby w przypadku osób dorosłych). Najważniejsze jest zachowanie zdrowego rozsądku. Są sposoby, by uwiarygodnić tożsamość rozmówcy, można spytać o pesel, datę urodzenia etc. Pamiętajmy też, że jeśli ktoś podszywa się pod inną osobę, to popełnia przestępstwo. Nie możemy być karani za to, że padamy ofiarą przestępstwa.
A jak RODO wpływa na udostępnianie dokumentacji medycznej?
Tu jest problem bardziej złożony i dotyczy głównie interpretacji art. 15 ust. 3 RODO. Przepis ten mówi, że administrator, udostępniając kopię danych osobie, której one dotyczą, po raz pierwszy robi to nieodpłatnie. Naszym zdaniem realizacja tego uprawnienia w odniesieniu do danych zawartych w dokumentacji medycznej powinna odbywać się przez udostępnienie pacjentowi jej kopii. Wydaje się, że jest to najszybszy i najprostszy sposób. Z tą interpretacją nie zgadza się w pełni Urząd Ochrony Danych Osobowych – wskazuje mianowicie, że w dokumentacji są też dane, które nie są danymi osobowymi pacjenta, a ponadto podnosi, że pacjent wnoszący o udostępnienie kopii danych w powyższym trybie nie ma prawa do żądania wydania nośnika, na którym dane te zostały zawarte.
Jakie dane znajdują się w dokumentacji medycznej, które nie dotyczą pacjenta?
Na przykład imię i nazwisko lekarza, nazwa placówki. Pamiętać jednak należy, o czym stanowi RODO w art. 13 ust. 5, że przekazanie takich danych może nastąpić, chyba że będzie to niekorzystnie wpływać na prawa i wolności innych. W rozpatrywanym przypadku, w mojej opinii, nie ma takiego zagrożenia, w szczególności z tego powodu, że dane personalne lekarza czy diagnosty laboratoryjnego pacjent może pozyskać na podstawie prawa krajowego.
Ale pacjent ma przecież prawo do otrzymania swojej dokumentacji medycznej, niezależnie od tego, że zawiera nie tylko jego dane osobowe.
Dokładnie tak. Z tym że będzie w tym przypadku działać na podstawie innych przepisów, tj. prawa krajowego regulującego prawo do dokumentacji medycznej. W tym trybie pacjent może uzyskać pełne informacje zawarte w jego dokumentacji. UODO ocenił, że jest możliwe, aby dane osobowe zawarte w dokumentacji medycznej udostępnić pacjentowi w inny sposób. Ale nie wskazał, w jaki. Można sobie wyobrazić, że chodzi o pewne wyodrębnienie czy też wygenerowanie danych dotyczących pacjenta za pomocą środków informatycznych lub ręcznie przez pracownika placówki. Uważam jednak, że byłoby to uciążliwe dla personelu i zbyt czasochłonne.
Czy RODO sprawiło, że dokumentacja medyczna jest lepiej chroniona? W sprawozdaniu rzecznika za poprzedni rok wskazano, że to najgorzej przestrzegane prawo pacjenta.
Tu pojawia się kilka problemów: dokumentacja medyczna nie jest udostępniana, zdarzają się zbyt wygórowane opłaty za sporządzenie kopii, bywa że jest nieczytelna, zostaje zagubiona. Idealnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie elektronicznej dokumentacji. Do tego celu dążymy, ale musi upłynąć jeszcze trochę czasu. Zwróciłbym tu jednak uwagę, że wciąż największym problemem i najrzadziej przestrzeganym prawem pacjenta jest prawo do świadczeń zdrowotnych.
Czy jest to kwestia kolejek, czy sposobu leczenia, np. dostępu do nowoczesnych terapii?
Jeśli chodzi o sygnały na infolinię, to pacjenci skarżą się głównie na czas oczekiwania oraz sposób prowadzenia list oczekujących. W przypadku tematyki postępowań wyjaśniających, które prowadzimy, przeważają takie kwestie jak niewłaściwie postawiona diagnoza czy błąd medyczny. Takie najbardziej drastyczne przykłady to np. wycięcie zdrowej nerki zamiast chorej (objętej nowotworem), włożenie rurki intubacyjnej do żołądka, zamiast do tchawicy.
Jaki wpływ ma postępowanie prowadzone przez pana biuro na ewentualne roszczenia na drodze cywilnej?
Wprost wpływu nie ma, ale jeśli wszczęliśmy postępowanie i stwierdzimy naruszenie praw pacjenta, to dysponuje on bardzo dobrym materiałem wyjściowym, ma solidne podstawy, by skierować roszczenie przeciwko podmiotowi o zapłatę zadośćuczynienia. Może to zrobić na podstawie kodeksu cywilnego, np. art. 445, albo bazując na art. 4 ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, zgodnie z którym w razie zawinionego naruszenia praw pacjenta sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego.
Gdy uważamy, że ze względów społecznych powinniśmy wspomóc pacjenta, sami wytaczamy powództwo w jego imieniu, bezpłatnie. Dotyczy to sytuacji, gdy pacjent nie ma profesjonalnego pełnomocnika lub sprawa dotyczy dzieci.
Jak dużo jest takich spraw w skali roku?
Prowadzimy około 30 spraw. Ale chcemy tak przeorganizować naszą pracę, aby pomóc większej liczbie pacjentów. Poza tym jeśli prowadzimy postępowanie i widzimy, że dochodzenie roszczenia jest uzasadnione, sygnalizujemy placówce, żeby rozważyła porozumienie z pacjentem i wypłatę zadośćuczynienia.
Jak na to reagują? Prawnicy twierdzą, że w procesach cywilnych niechętnie chodzą na ugody. Tu jest podobnie?
To prawda, ale są sygnały, że coraz więcej z nich zawiera ugody. Kierownictwo podmiotów medycznych powinno zrozumieć, że to jest w ich interesie. Powinno im zależeć na tym, żeby pacjent był zadowolony. A jeśli popełnia się błąd, co się zdarza, należy go naprawić. Na razie nikt nie wymyślił lepszego sposobu na wynagrodzenie krzywdy jak zadośćuczynienie pieniężne.