Według Gulyasa Węgry były otwarte na porozumienie z Komisją Europejską we wszystkich spornych kwestiach z wyjątkiem migracji i to właśnie doprowadziło do „kampanii podjudzania” wobec tego kraju.

Parlament Europejski we wrześniu przyjął krytyczny wobec Budapesztu raport europosłanki Zielonych Judith Sargentini i zdecydował o uruchomieniu procedury określonej w art. 7 traktatu unijnego. Jej celem jest przeciwdziałanie zagrożeniom dla wartości leżących u podstaw Unii Europejskiej, do których należy poszanowanie demokracji, praworządności i praw człowieka.

W trakcie poniedziałkowej dyskusji na posiedzeniu Rady ds. Ogólnych spierano się o to, czy przedstawiciel PE powinien brać udział w pracach na tym forum. Węgrzy sprzeciwiają się udziałowi PE w posiedzeniach. Reszta państw UE jest w tej kwestii podzielona.

Z informacji ze źródeł dyplomatycznych wynika, że w poniedziałek austriacka prezydencja zorganizowała nieoficjalne spotkanie dla państw członkowskich z europosłanką Sargentini. Przyszło na nie czterech ministrów, reszta krajów była reprezentowana na niższym szczeblu. Spotkanie poza forum Rady UE to konsekwencja braku zgody części krajów członkowskich na włączenie PE w swoje prace w ramach art. 7. wobec Węgier.

Reklama

Gulyas uznał za nowe naruszenie procedur fakt, że autorka potępiającego Węgry raportu spotkała się na osobnej rozmowie z przedstawicielami Rady ds. Ogólnych. Według niego poniedziałkowe posiedzenie Rady ds. Ogólnych i związane z nim wydarzenia stworzyły proimigracyjnym siłom kolejną okazję do kontynuowania walki z Węgrami.

Jak ocenił, wspólnym europejskim tematem przyszłorocznych wyborów do PE będzie migracja. Siły ją wspierające widzą swoją szansę w występowaniu przeciwko krajom walczącym z migracją, a zwłaszcza przeciwko Węgrom i z tego powodu chcą jak najdłużej prowadzić procedurę przeciw temu krajowi - mówił. Wyraził jednak przekonanie, że w majowych wyborach do PE wyłoni się antyimigracyjna większość.

Dyskusja na Radzie ds. Ogólnych w ramach procedury z art. 7 o Węgrzech trwała w poniedziałek około pół godziny. O dalszych krokach ma poinformować po przeanalizowaniu wszystkich stanowisk austriacka prezydencja.

Dyskusja na Radzie nie ograniczyła się tylko do problemu udziału przedstawiciela PE w jej pracach. Ze źródeł dyplomatycznych wynika, że minister ds. europejskich Niemiec, zwracając się bezpośrednio do przedstawiciela władz w Budapeszcie, powiedział mu, że jest "absolutnie nie do przyjęcia", by z publicznych pieniędzy finansowano na Węgrzech plakaty przeciw UE.

Po przyjęciu przez PE rezolucji w sprawie Węgier rząd tego kraju uruchomił kampanię, w której przekonywał, że to proimigracyjna większość w PE chce "uciszyć" władze w Budapeszcie, ponieważ bronią one ojczyzny i Europy. Antyunijne kampanie powtarzają się w tym kraju co pewien czas.

Rząd w Budapeszcie kwestionuje przed Trybunałem Sprawiedliwości UE rezolucję PE w swojej sprawie, ale formalnie dokument ten jest traktowany przez prezydencję jako przyjęty. Według Budapesztu w obliczaniu większości koniecznej do przyjęcia rezolucji należało uwzględnić głosy wstrzymujące się, czego nie uczyniono.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)