Protesty i parady zostały zorganizowane w Izraelu w związku z ubiegłotygodniowym zabójstwem dwóch dziewczyn w wieku 13 i 16 lat. W ten sposób do 24 wzrosła liczba kobiet zabitych w tym roku przez mężczyzn z ich najbliższego otoczenia.

Manifestanci zorganizowali protesty w wielu miastach Izraela, gdzie blokowali ruch uliczny. Akcja miała największy rozmach w Jerozolimie, gdzie kobiety pomalowały fragment jednej z głównych ulic czerwoną farbą symbolizującą krew i wznosiły okrzyki pod adresem premiera Benjamina Netanjahu: "Bibi, obudź się, nasza krew nie jest bezwartościowa".

W niedzielę Netanjahu, podczas wizyty w jednym z ośrodków dla maltretowanych kobiet, ogłosił utworzenie rządowego komitetu, mającego zajmować się przemocą w rodzinie. "Chcemy zaoferować tym kobietom lepszą przyszłość i nadzieję" - mówił izraelski premier.

Inicjatywa ta spotkała się jednak z krytyką opozycji, która uważa, że rząd nie ma pieniędzy na tego typu inicjatywy. Deputowana opozycyjnej Unii Syjonistycznej Ksenia Swietłowa argumentowała, że do tej pory nie przekazano 250 milionów szekli (59 milionów euro) na istniejące już programy pomocowe. "Biura pomocy znajdują się na krawędzi bankructwa" - mówiła Swietłowa. (PAP)

Reklama