Bruksela liczy na to, że władze Rumunii powstrzymają się od forsowania kontrowersyjnych zmian w prawie, dotyczących amnestii dla polityków skazanych za przestępstwa korupcyjne. Według nieoficjalnych źródeł unijnych czwartkowo-piątkowe rozmowy między przedstawicielami Komisji Europejskiej i władz w Bukareszcie dają nadzieję, że tak się stanie.

"Potrzebny jest wysiłek na rzecz osiągnięcia narodowego konsensusu w tym kraju podczas rumuńskiej prezydencji, która zaczęła się 1 stycznia. Muszę powiedzieć, że usłyszałem bardzo mocne zapewnienia w tej sprawie podczas moich rozmów z panią premier, jak również prezydentem" - powiedział na konferencji prasowej w Bukareszcie przewodniczący KE.

Szef rumuńskiego państwa Klaus Iohannis, wywodzący się z innego obozu politycznego niż rządząca koalicja Partii Socjaldemokratycznej (PSD) i Sojuszu Liberałów i Demokratów (ALDE) z premier Vioricą Dancilą na czele, jest mocnym krytykiem posunięć władz tego gabinetu. Wraz z Komisją Europejską sprzeciwia się on m.in. zmianom w sądownictwie, które uważane są przez krytyków za upolityczniające wymiar sprawiedliwości.

Unaocznieniem istnienia dwóch ośrodków politycznych w kraju (które wynikają z zapisów konstytucyjnych Rumunii) był fakt, że kolegium komisarzy odbyło w piątek dwa posiedzenia - najpierw z prezydentem Iohannisem, a później z rządem. Po każdym z nich zorganizowano oddzielną konferencję prasową z szefem KE.

Reklama

"Eksportowanie wewnętrznych problemów na poziom unijny nie byłoby dobrym pomysłem. To nie służyłoby nikomu w kraju" - zauważył podczas wspólnego wystąpienia z szefową rządu Juncker.

Komisja ma nadzieję, że Rumunia nie zdecyduje się w czasie swojego przewodnictwa na przyjęcie rozporządzenia w sprawie amnestii. Prezydent Iohannis mówił w zeszłym roku, że byłaby to katastrofa dla kraju. Do ruchu takiego prze jednak zainteresowany osobiście takim prawem lider rządzącej Partii Socjaldemokratycznej Liviu Dragnea. Nie mógł on zostać premierem, ponieważ jest skazany prawomocnym wyrokiem za oszustwa, m.in. za bezprawne przywłaszczenie sobie funduszy unijnych. De facto jednak polityk ten kontroluje rząd Rumunii.

Źródła unijne relacjonowały, że w czasie spotkań KE z rządem Rumunii wyraźnie wybrzmiało przesłanie, że przyjęcie takiego prawa nie pomoże krajowi. Marchewką dla Bukaresztu ma być perspektywa dołączenia kraju do strefy Schengen, o co Rumunia zabiega od dawna. Bruksela sugeruje, że dobrze przeprowadzona prezydencja byłaby argumentem w tej sprawie.

"Mam nadzieję, że w czasie mojej kadencji Rumunia będzie mogła dołączyć do Schengen" - podkreślał Juncker, który ma sprawować swoje stanowisko do jesieni. Sprawa ta nie zależy jednak od Komisji, lecz od państw członkowskich, a część z nich, z Holandią na czele, nie chce się zgodzić na taki krok.

"Będziemy tłumaczyć Holendrom i innym, że Rumunia spełniła swoje obowiązki, jeśli chodzi o techniczne przygotowania dotyczące dołączenia do strefy Schengen" - zaznaczył szef KE.

Prezydent Rumunii zwracał uwagę, że jego kraj starał się przekonywać pozostałe stolice, że wypełnił swoje zobowiązania w tej sprawie. "Próbowaliśmy zapewnić naszych przyjaciół i partnerów, że Rumunia jest poważnym, bezpiecznym krajem, który przestrzega zasad strefy Schengen. Oczywiście potrzeba wciąż postępu. Będę chciał przekonać wszystkich, że Rumunia nie przyniesie problemów do strefy Schengen, a chce być jej częścią, by poprawiać w niej bezpieczeństwo" - oświadczył Iohannis.

Komisja Europejska liczy na to, że rumuńska prezydencja, w czasie której odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, doprowadzi do zakończenia negocjacji nad jak największą częścią z ponad 200 projektów legislacyjnych. Za wielki sukces - jak mówiły źródła unijne - uznane byłoby przyjęcie pięciu z siedmiu aktów prawnych z pakietu dotyczącego ochrony granic i migracji. Na zakończenie prac nad najbardziej kontrowersyjnym projektem zmian w rozporządzeniu dublińskim, który przewiduje rozdział migrantów, nie liczy już nikt.

Z Bukaresztu Krzysztof Strzępka (PAP)