"Po tygodniu krzykliwych dyskusji, członkowie wielkiej koalicji w Berlinie zorientowali się, że mogą wiele wymagać od swoich wyborców - np. akceptacji otwartych granic. Zdali sobie jednak sprawę, że nawet w zazielenionych Niemczech wprowadzenie limitu prędkości na wszystkich autostradach jest równoznaczne z politycznym samobójstwem" - ironizuje "Muenchener Merkur".

"Towarzysze z SPD ciężko doświadczani przez sondaże nie chcą ściągać na siebie dodatkowo powstania niemieckich żółtych kamizelek. Do lamusa zatem z pomysłem i wyrzucić klucz" - apeluje dziennik.

W poniedziałek rzecznik rządu RFN Steffen Seibert oświadczył, że w najbliższym czasie nie zostanie wprowadzony limit prędkości na niemieckich autostradach. "Nie ma takiego zapisu w umowie koalicyjnej. Poza tym, na dużej części niemieckiej sieci dróg obowiązują już ograniczenia dostosowane do konkretnych warunków środowiska i natężenia ruchu" - przypomniał.

Debata na temat wprowadzenia ogólnego ograniczenia prędkości na niemieckich autostradach wybuchła po tym, jak opinia publiczna poznała nieoficjalne i wstępne rekomendacje rządowej komisji "Przyszłość mobilności" szukającej pomysłów na obniżenie emisji CO2 w transporcie. Eksperci zasiadający w jednej z grup roboczych komisji zasugerowali wprowadzenie ograniczenia prędkości do 130 km na godzinę na wszystkich niemieckich autostradach.

Reklama

RFN jest jedynym krajem w Europie, w którym nie obowiązuje ogólne ograniczenie prędkości na autostradach. Transport drogowy generuje w Niemczech około 12 proc. emisji CO2. Wprowadzenie limitu prędkości do 120 km/h zmniejszyłoby emisje o około 0,3 punktu procentowego.

>>> Czytaj też: PESA ma nowy kontrakt. Dostarczy do Sofii 13 tramwajów