"Po dwóch i pół roku nadużyć ludzie mają szansę powiedzieć, co myślą o ofensywie Partii Socjaldemokratycznej przeciwko sprawiedliwości" - oświadczył Iohannis, podpisując w czwartek dekret o przeprowadzeniu referendum, które 26 maja zostanie połączone z wyborami do europarlamentu.

Prezydent wyjaśnił, że podczas referendum wyborcy będą mogli wypowiedzieć się w dwóch kwestiach: co myślą o "amnestii za korupcję" oraz jak traktują możliwość stosowania dekretów nadzwyczajnych w przypadku sankcji karnych. "To referendum dotyczy przede wszystkim socjaldemokratów, wyborcy będą mieli okazję dać tej partii lekcję" - powiedział Iohannis.

Aby wyniki referendum były ważne, będzie musiało wziąć w nim udział co najmniej 30 proc. osób uprawnionych do głosowania. Niezależnie jednak od frekwencji referendum nie będzie miało mocy wiążącej, może jednak zadziałać zdaniem Iohannisa jako "sygnał ostrzegawczy" dla partii rządzącej.

Eksperci oceniają, że inicjatywa Iohannisa, który pod koniec roku ma ubiegać się o reelekcję w wyborach prezydenckich, jest ryzykowna, gdyż ewentualna niska frekwencja może zniweczyć jego oczekiwania. Dodatkowo przytaczane są słowa lidera socjaldemokratów Liviu Dragnei, który powiedział, iż "nie ma powodu, by bać się referendum".

Reklama

Rumuński parlament dwa dni temu przyjął poprawki do kodeksu karnego, które łagodzą kary za przestępstwa korupcyjne, a według Brukseli, jak pisze AFP, sankcjonują "bezkarność systemową dla polityków skazanych za korupcję". Rumuńska opozycja skierowała zmiany w prawie do Trybunału Konstytucyjnego.

Rządząca w Rumunii Partia Socjaldemokratyczna (PSD) od wielu miesięcy oskarżana jest przez opozycję, w tym także przez prezydenta, o utrudnianie walki z korupcją wśród polityków i urzędników państwowych. Rząd znalazł się pod ostrzałem krytyki w połowie zeszłego roku, gdy znowelizowana została ustawa antykorupcyjna, co spotkało się z oburzeniem sędziów, prokuratorów, opozycji oraz Rady Europy. Zdaniem przeciwników zmian nowe prawo ma utrudnić ściganie polityków za przestępstwa korupcyjne, na czym najbardziej mógłby skorzystać lider socjaldemokratów.

Dragnea, który jest przewodniczącym Izby Deputowanych, nie mógł zostać premierem, ponieważ jest skazany prawomocnym wyrokiem za oszustwa, m.in. za bezprawne przywłaszczenie funduszy unijnych. De facto jednak polityk ten kontroluje rząd Rumunii.

Kilka miesięcy temu oliwy do ognia dolało zdymisjonowanie Laury Codruty Kovesi, szefowej rumuńskiej agencji ds. walki z korupcją (DNA), której zwolnienie zostało wymuszone na prezydencie przez obóz rządzący. Kovesi wcześniej swoją działalnością bardzo mocno przyczyniła się do ograniczenia korupcyjnych procederów w kraju, w którym skala tego problemu należy do największych w Unii Europejskiej. Obecnie Kovesi jest kandydatką na prokuratora europejskiego, ale mimo poparcia Brukseli nadal ma kłopoty w swoim kraju.

>>> Polecamy: 385 tys. zł zadośćuczynienia dla Czeczena za niesłuszny areszt