2345,59 zł miesięcznie na etacie i 15,30 zł za godzinę na zleceniu – tyle co najmniej będzie musiało wynosić przyszłoroczne minimalne wynagrodzenie

Gwarantowana przepisami podwyżka minimalnej pensji wyniesie 95,59 zł. Rząd nie będzie mógł zaproponować niższej kwoty. Z kolei minimalna stawka godzinowa dla samozatrudnionych i zleceniobiorców wzrośnie co najmniej o 0,60 gr (po zaokrągleniu). Tak wynika z wyliczeń Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP) na podstawie prognoz makroekonomicznych służących do opracowania projektu przyszłorocznego budżetu. Rząd przedstawił je już partnerom społecznym. – W ostatnich latach podwyżka minimalnego
wynagrodzenia wynosiła albo 100 zł, albo 150 zł. Wydaje się, że tegoroczne negocjacje w sprawie wzrostu najniższej pensji będą dotyczyć podobnych kwot – wskazuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista FPP.

Rozmowy w sprawie ostatecznej wysokości przyszłorocznego minimum (oraz wzrostu płac w budżetówce i waloryzacji rent i emerytur) w praktyce już się rozpoczęły. Reprezentatywne związki zawodowe oraz organizacje pracodawców do 16 maja powinny przedstawić wspólne stanowisko w tej sprawie. 10 maja odbędzie się posiedzenie zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych Rady Dialogu Społecznego poświęcone tym kwestiom. Jeśli obie strony się nie porozumieją, każda z nich będzie miała pięć dni na przedstawienie własnej opinii. Z kolei rząd musi przedstawić swoją propozycję wzrostu do 15 czerwca.

Przyszłoroczna minimalna pensja wzrośnie co najmniej o 4,25 proc. i będzie wynosić 2345,59 zł. Taką podwyżkę gwarantuje mechanizm przewidziany w ustawie z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2177). Kwota będzie punktem wyjścia dla rządu i partnerów społecznych, którzy negocjują ostateczną wysokość najniższej płacy w danym roku. Tegoroczne rozmowy nie będą jednak proste, bo każda ze stron inaczej ocenia potrzeby w zakresie wzrostu wynagrodzeń. Wiele wskazuje na to, że priorytetem nie będzie ustawowe minimum, lecz podwyżki pensji w sferze budżetowej.

Bez szaleństw

Reklama

Różnica zdań w sprawie wzrostu najniższej płacy może być duża.

– Sądzę, że pracodawcy zaproponują kwotę zbliżoną do ustawowego minimum, czyli 100 zł, rząd będzie skłaniał się ku wzrostowi o 150 zł, a związki – o ok. 200 zł – mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Wskazuje, że zatrudniający zaakceptują podwyżkę nie większą niż łącznie wzrost wydajności pracy (3–3,5 proc.) i wskaźnik inflacji (1,5–2 proc.), czyli o ok. 5 proc.

– Rząd, który przecież nie wydaje swoich pieniędzy, w roku wyborczym zapewne będzie chciał przyjąć kwotę wyższą od ustawowego minimum. Związki zawodowe, chcąc uniknąć przelicytowania – co w przeszłości już się zdarzyło – prawdopodobnie zaproponują jeszcze wyższy wzrost – dodaje ekspert.

Przedstawiciele firm tradycyjnie podkreślają, że zbyt wysoka podwyżka może negatywnie wpłynąć na sytuację małych firm oraz pracodawców z regionów słabiej rozwiniętych gospodarczo (bo to oni przede wszystkim oferują najniższe pensje). Podkreślają, że trzeba też brać pod uwagę tendencje ekonomiczne.

– Obecna sytuacja gospodarcza jest dobra, ale prognozy na przyszłość są gorsze. Rząd musi liczyć się ze spowolnieniem, a to może wpłynąć na decyzje o wysokości płac. Już ten rok będzie słabszy od 2018 r., a prognozy na 2020 r. są jeszcze mniej optymistyczne – wskazuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Trudne rachunki

Inaczej kwestie te oceniają związkowcy. Dla nich priorytetem nie są liczby bezwzględne, lecz relacja płacy minimalnej do tej przeciętnej.

– Ustawa o minimalnym wynagrodzeniu oraz porozumienie w sprawie pakietu antykryzysowego zobowiązują rządzących do działań, które spowodują, że minimalne wynagrodzenie osiągnie poziom połowy przeciętnego. W 2017 r. to pierwsze stanowiło 46,8 proc. średniej płacy. W 2018 r. już tylko 45,8 proc. – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.

Podkreśla, że według prognoz w 2019 r. relacja ta miała wynieść 47,2 proc.

– Ale wiele wskazuje na to, że poziom ten nie zostanie osiągnięty. Nie przybliżamy się do pułapu połowy przeciętnej płacy – dodaje.

Ten sam argument podnoszą też inne związki.

– Od lat przedstawiamy projekt zmiany mechanizmu ustalania minimalnej pensji, który zapewniłby jej szybszy wzrost w razie wysokiego wzrostu PKB. Liczę na to, że centralom związkowym uda się ustalić wspólne stanowisko w sprawie podwyżek – wskazuje Marek Lewandowski, rzecznik prasowy komisji krajowej NSZZ „Solidarność”.

Wiele frontów

Podkreśla, że w trakcie negocjacji na pewno poruszana będzie kwestia wzrostu płac w sektorze finansów publicznych.

– Nie odpuścimy tej sprawy. W szczególności trzeba opracować siatkę płac w całym sektorze, tak aby podwyżki nie trafiały tylko do jednostek z najsilniejszych działów całej budżetówki lub podległych najlepiej umocowanym ministrom – dodaje rzecznik Solidarności.

Wiele wskazuje, że to właśnie ta kwestia – a nie wysokość minimalnej pensji – zdominuje negocjacje płacowe z rządem. Przemawia za tym m.in. częstotliwość i skala ostatnich protestów różnych grup zawodowych zatrudnionych w sektorze publicznym.

– Widoczna jest determinacja strony związkowej w tej kwestii. Wysokość płac w sferze budżetowej może stać się priorytetem w rozmowach z rządem – podsumowuje Łukasz Kozłowski.

Negocjacje w praktyce mogą trwać całe lato. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, wysokość przyszłorocznej minimalnej płacy samodzielnie ustali rząd (ma na to czas do 15 września).

>>> Polecamy: Euro? Tak, ale sceptycznie i pragmatycznie