Wygrywanie z Partią Sprawiedliwości i Rozwoju jest nielegalne” – ironizował na Twitterze Onursal Adigüzel z opozycyjnej Partii Republikańskiej (CHP). „System, który decyduje ponad głowami obywateli i nie szanuje prawa, nie jest ani demokratyczny, ani nie posiada legitymacji. To dyktatura” – dorzucał wiceszef ugrupowania, które 31 marca wygrało w największym mieście Turcji, jego rzeczywistej stolicy – Stambule.
Zaplanowane na 31 marca wybory samorządowe miały być – i były – testem dla Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i Recepa Tayyipa Erdoğana. Większym niż ubiegłoroczne przyspieszone wybory parlamentarne, które ponownie wygrała AKP. Wtedy to był ruch uprzedzający, jak tłumaczyli analitycy znad Bosforu: rząd zdawał sobie sprawę, że nadciąga załamanie gospodarcze, więc postanowił zmobilizować zwolenników, zanim ich szeregi zaczną się kruszyć.
Reklama
Załamanie nadeszło: kurs liry zjechał od początku 2018 r. do wakacji o 40 proc., w sierpniu pikował. Inflacja w ubiegłym roku miała dobić 17,45 proc., bezrobocie oficjalnie szacuje się na 11 proc., ale rzeczywiste jest sporo większe. Według analiz Banku Światowego PKB Turcji spadło z 7,4 proc. w 2017 r. do 2,6 proc. w 2018 r. A w tym roku gospodarka będzie dalej zwalniać: wzrost może nie przekroczyć 1 proc. Opozycja zarzucała rządowi demolowanie finansów państwa i dyktatorskie zapędy, z kolei Erdoğan doszukiwał się spisków Zachodu. Ale to szum, do którego Turcy już się przyzwyczaili. – Jedyną konsekwencją spowolnienia gospodarczego może być to, że AKP przegra wybory samorządowe – uprzedzał wówczas w rozmowie z DGP Soli Özel, politolog i komentator tureckich mediów. Jak podkreślał, w sondażach zaczynał być widoczny spadek poparcia dla rządu. – Stambuł jest kluczowy. Jeśli przegrasz w tym mieście, może to oznaczać początek twojego końca – zapowiadał Özel. – Żeby jednak przegrać, trzeba mieć z kim przegrać – kwitował zgryźliwie.
Okazało się, że było z kim przegrać. W rozpisanych na 31 marca wyborach samorządowych AKP straciła olbrzymią większość dużych miast, m.in. Ankarę i Stambuł. Tu czarnym koniem wyborów stał się dobijający pięćdziesiątki Ekrem Imamoğlu z CHP, wcześniej burmistrz jednego z zachodnich dystryktów miasta, który pokonał byłego premiera z ramienia AKP – Binalego Yildirima. Nie było to miażdżące zwycięstwo: 48,79 proc. głosów do 48,51 proc. Jak twierdzą tureccy specjaliści, chodzi o 23 tys. głosów przewagi zdobyte w 15-milionowej metropolii (czy też 20-milionowej aglomeracji).