Opary dymu, alkohol, Ibiza, tajemnicza jasnowłosa Rosjanka oraz obietnice państwowych kontraktów składane przez wicekanclerza Austrii Hansa-Christiana Strache – nagrania opublikowane przez niemieckie media w ubiegłym tygodniu przypominają początek kiczowatego filmu akcji. W przeciwieństwie do kinowego hitu rewelacje tygodnia "Der Spiegel" i dziennika "Sueddeutsche Zeitung" niosą jednak za sobą realne konsekwencje określane przez austriackie media jako największy kryzys polityczny w powojennej historii neutralnej od 1955 roku Austrii.

Na skutek afery Strache złożył wszystkie urzędy i odszedł z partii, upadła koalicja rządowa w Wiedniu, a kanclerz ogłosił przedterminowe wybory. Prawdopodobnie odbędą się we wrześniu; wcześniej szefowi rządu grozi wotum nieufności – debatować o tym ma w poniedziałek austriacki parlament.

Na kilka dni przed wyborami do innej izby - Parlamentu Europejskiego - przyszłość Kurza, jednego z najważniejszych polityków rządzącej w Brukseli Europejskiej Partii Ludowej (EPL), wisi na włosku. Mimo zwyżkujących sondaży jego Austriackiej Partii Ludowej (OeVP) prasa pisze o "chwiejącym się fotelu" szefa rządu. Przed 33-letnim Kurzem, nazywanym nad Dunajem "Wunderwuzzi" - cudownym dzieckiem austriackiej polityki – najważniejsze wyzwanie w jego politycznej karierze.

Jego los zależy od głosowania dawnych koalicjantów z nacjonalistyczno-konserwatywnej (FPOe) oraz Socjaldemokratycznej Partii Austrii (SPOe). Z tą pierwszą partią w ostatnich dniach poszedł politycznie na noże, z drugą nie zawarł koalicji w 2017 roku po wyborach, a teraz konsekwentnie ją wyklucza. Herbert Kickl, zdymisjonowany we wtorek szef MSW z FPOe, ocenił, że "naiwnością byłoby, gdyby Kurz zakładał", iż po okazaniu braku zaufania do jego partii, ugrupowanie to nadal miałoby zaufanie do kanclerza.

Reklama

"Po wieloletnim zastoju podczas rządów wielkiej koalicji (OeVP z SPOe) była tylko jedna możliwość koalicyjna. Z FPOe. Socjaldemokraci wykluczyli współpracę z nami jeszcze przed wyborami i sami chcieli stworzyć rząd z FPOe, pomijając mnie" – tłumaczył w poniedziałek kanclerz powody utworzenia wspólnego z nacjonalistami rządu.

Wyjaśnienia i zarządzanie kryzysowe Kurza nie przekonują socjaldemokratów. "W historii powojennej Austrii nie było takiego kryzysu politycznego" – oceniła w jednej z telewizyjnych debat ich szefowa Pamela Rendi-Wagner. Żądając wymiany całego rządu, bezpośrednio krytykowała Kurza: "Musieliśmy czekać 48 godzin, by kanclerz wytłumaczył się obywatelom. Co usłyszeliśmy? Nie mowę kanclerza, lecz szefa partii, przemowę kampanijną. To nieodpowiedzialne. Austria nie jest zabawką (niem. Spielball)".

Tak jak nie jest pewna przyszłość Kurza, tak wciąż nie wiadomo, kto stoi za nagraniami, które skompromitowały FPOe. "Spiegel" i "SZ", powołując się na tajemnicę dziennikarską, wykluczyły ujawnienie źródła. Co więcej, zapowiedziały, że nie przekażą służbom całości kilkugodzinnego materiału. Austriacka i niemiecka prasa pełne są spekulacji, kto jest źródłem przecieku - od politycznych aktywistów (treść nagrań od ponad miesiąca znał niemiecki satyryk Jan Boehmermann) po obce wywiady, w tym niemiecki, austriacki i rosyjski.

To, że za skandalem stoją służby specjalne podejrzewa przewodniczący niemieckiego Bundestagu Wolfgang Schaeuble. Z kolei szef Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) Niemiec Thomas Haldenwang ostrzegał parlament w Berlinie, że dzielenie się informacjami ze stroną austriacką stanowi "poważne ryzyko". Austria może"niewłaściwie wykorzystać" i nawet "przekazać Rosji informacje, które otrzymała od obecnych partnerów, takich jak Niemcy" – cytował go "Welt am Sonntag".

Jeszcze przed wybuchem afery "Ibizagate" na łamach austriackiego dziennika "Kleine Zeitung" Franz-Stefan Gady stwierdził, że zachodnie służby wywiadowcze ograniczyły dzielenie się informacjami z Austriakami. Ekspert think tanku EastWest Institute powoływał się przy tym na źródło w administracji amerykańskiej.

W "Powojniu", monumentalnej książce o Europie po 1945 roku, amerykańsko-brytyjski historyk Tony Judt pisał, że przez lata w Austrii z Zachodem przenikał się Wschód. W wyborczych kampaniach austriaccy politycy, w tym i Kurz, rzeczywiście lubują się w podkreślaniu łączącej roli ich państwa, opisując je jako most i deklarując, że to właśnie oni nadają się do mediowania między stronami. Z drugiej strony Wiedeń, z licznymi siedzibami międzynarodowych organizacji i banków, ma opinię miasta pełnego szpiegów i intryg, w tym rosyjskich.

Jednym z przykładów na szerokie wpływy Kremla nad Dunajem jest zaangażowanie Austrii w projekt Nord Stream 2. W budowie tego gazociągu uczestniczy austriacka spółka OMV, a doradcą Gazpromu jest Hans Joerg Schelling, były wieloletni minister finansów Austrii. Władze w Wiedniu, w tym ostatnio prezydent Alexander Van der Bellen, wielokrotnie potwierdzały swoje poparcie dla tej inwestycji.

Wielu obecnych i byłych członków FPOe łączą bliskie związki z Moskwą. Gościem na ślubie nominowanej przez tę partię, ale oficjalnie niezależnej minister spraw zagranicznych Karin Kneissl był w sierpniu ubiegłego roku prezydent Rosji Władimir Putin. Film tańczącej pary cieszył się sporą popularnością światowych mediów.

To nie jedyne kontrowersje związane z FPOe. Od czasu zawarcia przez Kurza koalicji z tym ugrupowaniem środowiska liberalne regularnie wzywały go do publicznego potępienia niektórych wypowiedzi polityków tej partii. Interpretowano je jako nacjonalistyczne czy antysemickie. Pod koniec kwietnia niemiecki tabloid "Bild" apelował do szefa rządu w Wiedniu o przemyślenie koalicji i rozważenie "planu B".

Do czasu wybuchu "Ibizagate" kanclerz chwalił gładką współpracę koalicyjną i unikał komentowania kontrowersyjnych spraw. Dzięki temu zasłużył sobie na przydomek "Schweigekanzler", czyli "milczący kanclerz".

Nie przeszkadzało to Kurzowi w zabieraniu głosu w europejskiej polityce. Na dwa tygodnie przed wyborami do PE postulował zakończenie "regulacyjnego szaleństwa" i "przesadnej opieki" UE. "Nikt nie potrzebuje jednak wytycznych UE, jak przygotować np. sznycel z frytkami" - argumentował. Proponował też zmianę traktatu lizbońskiego i kary dla tych, którzy nie przestrzegają reguły zadłużenia, pozwalają migrantom "przechodzić z jednego kraju do drugiego" oraz "naruszają praworządność i liberalną demokrację".

Jego politykę popiera znaczna część europejskiej chadecji, w tym niemieckiej. Podczas ubiegłorocznego wiecu CSU w Monachium tłum zwolenników tej partii najbardziej fetował Kurza. Głośniej nawet niż wchodzącego z nim na scenę wiodącego kandydata EPL w eurowyborach Manfreda Webera.

Taśmy ze znanej z imprez do białego rana Ibizy ujawnione tuż przed wyborami do PE z pewnością przyprawiły o spory ból głowy czołowych europejskich chadeków i samego Kurza. W kilka godzin po ich opublikowaniu przed urzędem kanclerskim w Wiedniu zgromadziło się nawet do kilkunastu tysięcy osób; niektórzy kołysali się w takt "We're going to Ibiza", tanecznego przeboju sprzed lat grupy Vengaboys. Wielu z nich domagało się dymisji całego rządu i chwaliło media za ujawnienie skandalu.

Niemieckie gazety zaprzeczają, że termin opublikowania przez nie taśm związany jest z europejską kampanią. "Skąd pochodzi źródło? Nie możemy tego ujawnić, ochrona źródła to najwyższe dobro w dziennikarstwie. Dlaczego to publikujemy? Bo to nasz obowiązek" – tłumaczy się "Spiegel". W "SZ" postępowanie gazety wyjaśnia Bastian Obermayer, laureat nagrody Pulitzera, znany z otrzymania od anonimowego źródła informacji prowadzącej do międzynarodowego skandalu Panama Papers.

"Spiegel" w swoim stanowisku jednoznacznie ucina dyskusję o roli mediów we współczesnej debacie politycznej. Swoje podejście opisuje cytatem z wywiadu z nowym szefem demaskatorskiego portalu WikiLeaks Kristinem Hrafssonem: "Gdyby diabeł dostarczył mi dokumenty o korupcji w niebie, opublikowałbym je".

>>> Czytaj też: Za politycznym skandalem w Austrii stoją służby specjalne?