We wtorek Grecja formalnie poinformowała Niemcy o chęci negocjowania reparacji za inwazję Państw Osi w latach 1941–1944. W 2016 roku parlamentarzyści greccy ustalili, że kwota minimalna reparacji to 292 miliardy euro.

Tymczasem polscy ustawodawcy pracują nad raportem dotyczącym kosztów szkód, jakie wyrządzili Niemcy podczas wojny i, jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, mają one wynieść około 850 miliardów dolarów. Dokument ma być gotowy 1 września, więc jego publikacja zbiegnie się z 80. rocznicą wybuchu wojny i wizytą prezydenta Niemiec, Franka-Waltera Steinmeiera z tej właśnie okazji.

Te żądania są, przynajmniej częściowo, istotne dla polskich i greckich wyborców. Grecka partia rządząca, Syriza, zdobyła władzę obiecując redukcję długu publicznego i wyegzekwowanie sprawiedliwości od Niemiec, które się na obcięcie tego długu nie zgadzały. Lewicująca Syriza poniosła jednak w tych dążeniach porażkę i teraz staje w obliczu przegranej w wyborach, które odbędą się 7 lipca. Nie zaszkodzi przypomnieć wyborcom, że rząd się nie poddał.

Rządząca Polską partia Prawo i Sprawiedliwość, której pewność siebie wzrosła po wygranych wyborach do Parlamentu Europejskiego, chętnie zepchnie Niemcy z niezasłużonej roli dominanta w Unii, choćby za pomocą sposobów, które przypominają wojnę na prasowe nagłówki.

Reklama

Berlin odrzuca wszystkie żądania twierdząc, że sprawa została już dawno załatwiona. Pod względem prawnym jest tak w istocie, choć niektórzy niemieccy eksperci nie są tego tacy pewni.

Sprawa została formalnie ustalona w 1945 roku na konferencji w Poczdamie. To tam Związek Radziecki zobowiązał się do zaspokojenia roszczeń reparacyjnych swoich nowych satelitów, w tym Polski, z własnego udziału w reparacjach, które w dużej mierze zostały spłacone w sprzęcie przemysłowym.

Podobnie zachodni alianci obiecali zwrócić innym krajom, do których należały reparacje z niemieckich zasobów przemysłowych i morskich. Ale to nie wystarczyło, by pokryć ogromne szkody wyrządzone w całej Europie przez nazistów.

Właśnie dlatego Grecja otrzymała tylko niewielki ułamek 7,1 miliarda dolarów (w cenach z 1938 r.), które zostały przydzielone przez Inter-Allied Reparation Agency. Jeśli zaś chodzi o Związek Radziecki, nie był on zbytnio zainteresowany płaceniem reparacji podbitym narodom, uznając, że wystarczającym zadośćuczynieniem było „wyzwolenie”.

W latach pięćdziesiątych Niemcy podpisały umowy kompensacyjne z 12 narodami, w tym z Grecją, która w 1960 r. otrzymała 115 milionów marek niemieckich w ostatecznym rozliczeniu swoich roszczeń. W sumie Niemcy zapłacili 76 miliardów euro odszkodowań za zbrodnie nazistowskie od 1951 r., co w przypadku dzisiejszych cen byłoby kwotą znacznie większą.

>>> Polecamy także: Babisz: audyt KE jest atakiem na Czechy i czeskie interesy

Porozumienie londyńskie z 1953 r. w sprawie niemieckich długów zewnętrznych odłożyło ostateczne uregulowanie roszczeń odszkodowawczych do czasu uzgodnienia formalnego porozumienia pokojowego. Ale tak zwany traktat dwa plus cztery z 1990 r., w którym Stany Zjednoczone, Związek Radziecki, Wielka Brytania i Francja poparły zjednoczenie Niemiec, stwierdzał, że porozumienie pokojowe nie będzie konieczne. W ten sposób Berlin uzasadnia swoje stanowisko prawne. Dla niektórych Niemców, takich jak lewicowy historyk Karl Heinz Roth, sprawa nadal nie jest rozstrzygnięta, ponieważ jest to przede wszystkim kwestia etyczna, a nie prawna czy ekonomiczna.

Współcześni przywódcy Niemiec uznają winę, jaką ich kraj odegrał w historii. Nie twierdzą, że odpokutowali za te przewiny w pełni, tylko że wypełnili zobowiązania finansowe. To oczywiście cokolwiek wadliwa postawa moralna. A skoro Niemcy rozumieją język, jakim wyraża się moralną winę, to właśnie tego języka użyją greccy i polscy politycy do wyrażenia swoich skarg, które niewiele mają wspólnego z II wojną światową.

Polscy nacjonaliści podkreślają, nie bez racji, że to zachodnie kraje Europy, a Niemcy przede wszystkim, skolonizowały wschodnią Europę, przejmując rynki i wyciskając maksymalnie dużo zysków dla siebie przy jednoczesnym braku podnoszenia poziomu życia w tych krajach. Grecy są wciąż wściekli za subwencje, które pomogły niemieckim bankom i niemieckiemu rządowi, ale nie pomogły w redukcji wieloletniego długu greckiego.

Te skargi mogą być znów zakwestionowane zarówno na płaszczyźnie ekonomicznej, jak i moralnej. Polska i reszta krajów Europy wschodniej zyskały na otwarciu swoich rynków na zachodnie koncerny i na ogromnych dofinansowaniach z UE, w których szczególnie mocno partycypowały właśnie Niemcy. Ateny tak źle zarządzały krajowym budżetem, że nie mają za bardzo podstaw do domagania się zwrotu pieniędzy.

Według mnie jednakże jest jeden przeważający argument, który nakazuje Niemcom potraktować sprawę poważnie i zrozumieć, czego naprawdę chcą Polacy i Grecy. Wszystkie trzy państwa są członkami Unii – pokojowego projektu, który ma na celu zapobiec zniszczeniom podobnym do tych, za jakie odpowiadała nazistowska ambicja. Jako podstawowy czynnik, ze względu na który utworzenie Unii było koniecznością, Niemcy są nie tylko jej głównym motorem ekonomicznym, ale też ponoszą większą niż inne państwa odpowiedzialność za jej skuteczność.

Niemcy powinny wykazać się większą elastycznością w kwestiach takich jak wspólny dług i polityka fiskalna Europy. Elektoratowi z pewnością nie przypadnie do gustu dzielenie się bogactwem i ryzykiem, ale odpowiedzialni liderzy powinni przypomnieć o tym, że kraj jest obarczony etycznym brzemieniem.

W końcu większa solidarność – zrównoważona kontrolami przeciwko pokusie nadużycia – może tylko wzmocnić UE i strefę euro i zwiększyć konkurencyjność Unii na arenie międzynarodowej.

Innymi słowy, nawet jeśli rząd niemiecki nie musi płacić Polsce i Grecji ponad biliona dolarów – których zresztą nie ma – powinien bardziej przychylać się do różnych głosów w kwestiach ekonomicznych, będących przedmiotem wspólnego zainteresowania państw członkowskich. Być może wówczas żądania reparacji ucichną.

>>> Czytaj też:Włochy finansową czarną owcą UE. KE chce nałożyć na nie procedurę nadmiernego deficytu