Nie pomogło to uzyskać porozumienia, więc na początku maja członkowie Solidarności demonstracyjnie nosili w pracy żółte kamizelki.
Kolejne spotkania z zarządem Poczty odbyły się 16 i 28 maja. Firma zamiast podwyżki zaproponowała premie. Mieliby je otrzymywać pracownicy eksploatacji, m.in. listonosze, kierowcy, pracownicy placówek pocztowych i sortowni – zależnie od wyników jednostki, w której są zatrudnieni (terminowość pracy). Byłoby to 50 zł, 100 zł lub 200 zł miesięcznie. Ponadto wróciłaby premia świąteczna, tj. 300 zł wypłacane w grudniu. Związkowcy na to nie przystali. Z kolei kierownictwo spółki podkreśla, że nie może wprowadzić żądanej podwyżki, bo zwiększyłoby to koszty o 660 mln zł rocznie.
Poczta jest największym pracodawcą w kraju – zatrudnia już ponad 81 tys. osób – i koszty pracy pochłaniają ponad 70 proc. jej przychodów. W 2018 r. na pensje i ich pochodne wydała o 27 proc. (950 mln zł) więcej niż w 2015 r., wynagrodzenia w spółce wzrosły o ponad 20 proc., a dla listonoszy o 24 proc. Dziś płaca pocztowca to 3972 zł brutto – średnio za pierwsze cztery miesiące br., z dodatkami (nadgodziny, premie, premie roczne, nagrody jubileuszowe, odprawy emerytalno-rentowe). W przypadku listonoszy średnia jest trochę niższa – 3776 zł. Najniższe wynagrodzenie w firmie wynosi zaś 2500 zł – niewiele ponad płacę minimalną (2250 zł).
Reklama
– Pracodawca widzi możliwość porozumienia się w ramach przedstawionych przez siebie propozycji, a także ich modyfikację – deklaruje rzeczniczka Poczty Justyna Siwek. Związkowcy chcą jednak – jak podaje Solidarność – „jak najmocniej wyrazić swoje niezadowolenie z wysokości wynagrodzeń”. Nie będą jednak – jak pierwotnie planowali – pikietować siedziby Poczty Polskiej, lecz Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Wybrali takie miejsce, bo ich niezadowolenie dotyczy też „braku należytej pomocy państwa” dla operatora.
– Chciałbym, żeby państwo polskie pomagało Poczcie, tak jak swoich operatorów wspierają Francja, Niemcy czy Włochy, gdzie nierentowna działalność jest refundowana – mówi Bogumił Nowicki, przewodniczący NSZZ „Solidarność” Poczty Polskiej. – Tymczasem u nas oczekuje się, że Poczta będzie wykonywać usługi na rzecz obywateli, dostarczając listy po kosztach albo i poniżej – i wtedy się mówi, że realizujemy państwowe obowiązki. Ale gdy spółka potrzebuje pomocy, to okazuje się, że działa na wolnym rynku i musimy sobie radzić sami. Tak nie można. Albo jesteśmy czystym biznesem, albo świadczymy usługi dla obywateli – podkreśla. W piątek Solidarność złoży w tej sprawie petycję do premiera.
Jako operator wyznaczony spółka realizuje usługi powszechne – musi więc dostarczać nawet nierentowne listy i utrzymywać placówki w każdej gminie. Wprawdzie jeśli roczne przychody z tej działalności nie pokryją kosztów, operatorowi przysługuje rekompensata, ale procedura jest tak przewlekła, że – jak pisaliśmy w DGP w kwietniu br. – Poczta nie dostała jeszcze pieniędzy za 2013 r.
Czy teraz jakakolwiek pomoc dla niej jest rozważana? Resort infrastruktury, któremu spółka wcześniej podlegała, odpiera, że obecnie „wykonanie prawa z akcji Poczty Polskiej przysługuje Prezesowi Rady Ministrów”. Kancelaria premiera milczy.
W sporze zbiorowym z pracodawcą jest też druga reprezentatywna organizacja, Związek Zawodowy Pracowników Poczty – ten chce 400 zł podwyżki. Wzrostu płac domagają się też mniejsze związki oraz Listonosze Polska – nieformalna grupa, która na początku br. przeprowadziła protest pod hasłem „Grypa gołębi pocztowych”.
  • 3776 zł brutto średnio zarabia listonosz
  • ok. 81 tys. osób zatrudnia Poczta
  • 2025 r. do tego czasu Poczta jest operatorem wyznaczonym