Gdy wokół mniejszego z banków Leszka Czarneckiego zrobiło się gorąco w związku z jego zaangażowaniem w sprzedaż obligacji GetBacku, opinia publiczna poznała nagranie rozmowy miliardera z Markiem Chrzanowskim, ówczesnym przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego. Idea Bank sprzedawał obligacje bez zezwolenia, w wielu przypadkach oszukując swoich klientów.
Zarzuty ma jego dwóch byłych prezesów, byli członkowie zarządu, dyrektorzy i szeregowi pracownicy. Zawiadomienia do prokuratury składał nawet sam bank. Afera wokół rozmowy Chrzanowski – Czarnecki, która ujrzała światło dzienne ponad pół roku po spotkaniu obu panów, idealnie odwróciła uwagę. Po ujawnieniu przez „Gazetę Wyborczą” nagrania zogniskowała się ona wokół tego, czy Chrzanowski złożył ofertę korupcyjną Czarneckiemu, czy przekroczył uprawnienia, sugerując mu zatrudnienie znajomego prawnika. Prokurator przychylił się do tej drugiej wersji.
Teraz z „GW” dowiadujemy się, że Leszek Czarnecki chce iść do międzynarodowego arbitrażu i walczyć o 1 mld euro odszkodowania za to, że KNF i Bankowy Fundusz Gwarancyjny miały działać na szkodę jego banków i podjąć działania zmierzające do ich przejęcia. Bankier nie zaprzeczył tym informacjom, więc załóżmy, że są prawdziwe.
Pomysł arbitrażu przynajmniej z dwóch powodów wydaje się być absurdalny i wygląda jak kolejna próba odwrócenia od czegoś uwagi albo przygotowania strategii PR. Inwestor ma możliwość umiędzynarodowienia sporu ze Skarbem Państwa, bo akcjonariuszem Getin Noble Banku jest holenderski podmiot Czarneckiego. Jednak dla każdego, kto śledził w ostatnich latach kwestię arbitraży, oczywiste jest, że po wytycznych Komisji Europejskiej i wyroku TSUE z marca 2018 r. nie powinny one być drogą rozwiązywania sporów pomiędzy krajami członkowskimi UE. Oczywiście tu będzie próba znalezienia kruczka prawnego, który pozwoli walczyć inwestorowi o odszkodowanie. Będzie to jednak proces długotrwały i wydaje się, że z niewielkimi szansami na sukces, przy obecnym podejściu do umów o wzajemnej ochronie inwestycji w UE.
Druga, ważniejsza sprawa, to oszacowanie potencjalnej szkody, jaką poniósł Leszek Czarnecki, udowodnienie, co jest jej źródłem i pokazanie, że nadzorca i regulator grali nie fair z Getinem i Idea Bankiem.
Reklama
Problemy Getinu nie rozpoczęły się wraz z ujawnieniem nagrania. Bank miał je dużo wcześniej. Po ujawnieniu taśmy miliarder musiał mieć świadomość, że to uderzy w płynność jego banków. Było blisko przymusowej restrukturyzacji, czyli resolution sprowadzającego się do sprzedania banku innemu bankowi za symboliczną złotówkę, żeby chronić depozyty. Dzięki wsparciu NBP ten scenariusz się nie ziścił. Trudno jednak zauważyć jakieś inne, wyraźne działania, mające na celu poprawienie sytuacji kapitałowej banków Czarneckiego. Są niby inwestorzy zainteresowani ich zakupem, ale to, że robią due dilligence, czyli badają kondycję finansową przed ewentualnym złożeniem oferty, nic nie znaczy. Jeśli jakiś fundusz inwestycyjny ma okazję, to często wchodzi w ten proces, nawet jeśli nie ma zamiaru kupować podmiotu.
Plan połączenia banków jest nieaktualny, bo problemów nie warto łączyć. Trudno więc będzie Leszkowi Czarneckiemu uzasadnić, że 1 mld euro odszkodowania się należy, bo to kwota ponad trzykrotnie większa, niż jego banki były warte przed aferą wokół KNF, i ponad pięciokrotnie wyższa, niż obecnie są warte na giełdzie.
Słabo broni się też sugestia o działaniach nadzorcy i regulatora na szkodę Getinu i Idei. Wszystkie banki spotkał w ostatnich latach wzrost obciążeń podatkowych czy nadzorczych. To nie dlatego te dwa są na minusie i realizują od długiego czasu plany, które mają je wyprowadzić na prostą. Polisolokaty, kredyty frankowe czy obligacje GetBacku są jak karma, wracają. KNF podchodzi do obu banków z dużą wyrozumiałością, bo nikt normalny – nawet nie żywiąc sympatii do Leszka Czarneckiego – nie zainicjuje działań, które miałyby na celu zaszkodzenie jego podmiotom, bo to cios w cały sektor. Trudno sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek nadzór zaakceptował tak niskie współczynniki kapitałowe, jak ma dzisiaj Idea Bank (1,34 proc. wobec wymaganych 10,9 proc.), a KNF wprowadził tam zaledwie kuratora. W Getinie jest stabilniej. Być może o to właśnie toczy się dzisiaj gra z arbitrażem, aby odwrócić uwagę od problemów, konieczności dokapitalizowania i znalezienia inwestora. W interesie wszystkich powinno być jednak przywrócenie bankom rentowności. ©℗