W sobotę rozpoczął się 12. z rzędu weekend prodemokratycznych protestów, które pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Tego dnia zakończył się również tydzień relatywnego spokoju, gdy po zatwierdzonej przez władze manifestacji doszło do kolejnych brutalnych starć z policją.

Policja stanowczo potępiła zachowanie "niektórych radykalnych protestujących", którzy niszczyli zamontowane przez rząd na próbę "inteligentne latarnie" i atakowali policjantów m.in. koktajlami Mołotowa. W czasie starć za udział w nielegalnym zgromadzeniu, posiadanie broni lub napaść na funkcjonariuszy zatrzymano 29 osób – podano w komunikacie w niedzielę rano.

Protestujących rozgniewało m.in., że korporacja MTR - operator miejskiej sieci metra - zamknęła przed protestem niektóre stacje, mimo że demonstracja odbywała się legalnie, za zgodą władz. Pojawiły się podejrzenia, że rząd wywiera presję na zarząd MTR, by zniechęcał mieszkańców do udziału w protestach.

Od wielu tygodni protestujący stosują tzw. płynną taktykę, którą określają słowami gwiazdy filmów kung fu Bruce’a Lee: "Bądź wodą". Nagłymi, spontanicznymi zrywami blokują ulice, a potem szybko przemieszczają się w inne miejsca, nim policja zdąży wysłać oddziały prewencyjne. Po gęsto zabudowanych dzielnicach miasta poruszają się między innymi właśnie metrem. W sobotę MTR zamknął jednak niektóre stacje i wysłał po zamkniętej części linii pociąg wyłącznie dla policjantów.

Reklama

Dyrektor operacyjny MTR Adi Lau oświadczył, że zamknięcie pewnych odcinków było konieczne w związku z obawami o bezpieczeństwo, ponieważ niektórzy protestujący dokonywali na stacjach aktów wandalizmu, przeskakiwali przez bramki, a nawet grozili pracownikom metra. "Nie pozwólmy, by przemoc lęgła się w sieci kolejowej" - powiedział, cytowany przez publiczną stację RTHK.

Przed niedzielnym marszem oddziały prewencyjne policji pomagały zamknąć stację Kwai Fong, gdzie grupa osób usiłowała to uniemożliwić. Doszło do przepychanek. Członek lokalnej rady dzielnicy Roy Tam poinformował, że zatrzymano jego asystenta.

Tymczasem setki krewnych i zwolenników policjantów idą w marszu z placu Edinburgh Place w kierunku biura szefowej administracji Hongkongu Carrie Lam, domagając się, aby rząd nie pozostawiał policji z zadaniem rozwiązania obecnego kryzysu politycznego. Wznoszą przy tym hasła "Nie dla walki pomiędzy policją a cywilami" i "Przywrócić policję ludziom" - podał dziennik "South China Morning Post".

Protestujący domagają się wycofania projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, który przewiduje m.in. możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych, by tam stawali przed sądami. Żądają też niezależnego śledztwa w sprawie możliwego nadużycia siły przez policję, wypuszczenia wszystkich osób zatrzymanych w związku z protestami, wycofania wobec nich określenia "zamieszki" oraz powszechnych, demokratycznych wyborów administracji i parlamentu Hongkongu.

Szefowa władz regionu Carrie Lam deklarowała zamiar podjęcia dialogu ze społeczeństwem, choć wykluczyła ustępstwa wobec protestujących. Wielokrotnie powtarzała, że projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego "jest martwy", ale odmówiła wycofania go z parlamentu.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)