Wysuwane co jakiś czas bardziej lub mniej oficjalnie, np. na Twitterze groźby Prezydenta USA Donalda Trumpa wobec Pekinu z pewnością nie służą globalnemu biznesowi. Negocjacje między krajami są trudne, a firmy mają już powoli dość wzajemnych przepychanek. 1 sierpnia USA ponownie zagroziły wprowadzeniem ceł na chińskie towary o wartości 300 mld dolarów (objęłyby prawie wszystkie dobra konsumpcyjne, w tym laptopy, smartfony, płyty główne komputerów, konsole do gier itp.).
Według doniesień Nikkei Asian Review już ponad 50 korporacji globalnych poważnie rozważa plany przeniesienia całości lub części produkcji z Chin do innych państw. Wśród gigantów znalazły się: HP, Nintendo, Dell, Microsoft, Amazon, czy Apple. Natomiast raport Amerykańskiej Izby Handlowej wskazuje, że aż 40 proc. z 250 badanych firm myśli o zamknięciu biznesu w Chinach. Pozostaje tylko pytanie, na ile deklaracje te mają pokrycie w rzeczywistości i jak taka relokacja wpłynie na powiązania produkcyjne na świecie.
Kto i gdzie ucieka?
Faktycznie dla niektórych korporacji (także pochodzących z Chin) ryzyko związane z zaostrzaniem się sporu chińsko-amerykańskiego jest zbyt duże i nie zamierzają nim zarządzać, a rosnące koszty prowadzenia działalności gospodarczej w Chinach dodatkowo motywują do poszukiwania nowych lokalizacji. Jednak większość firm myśli raczej o przeniesieniu tylko wybranych linii produkcyjnych czy pewnych segmentów produkcji, aby ominąć cła czy zredukować koszty.
Amerykańska Sourcify, także z powodu wzrostu kosztów pracy w Kraju Środka, przenosi stopniowo swoje firmy do Indii, Bangladeszu, Wietnamu, Meksyku i na Filipiny. HP i Dell planują przerzucić około 30 proc. produkcji laptopów z Chin do Wietnamu lub na Filipiny. Apple zapowiedziało relokację od 15 do 30 proc. mocy produkcyjnych do Indii. Ponadto firma zamierza testować AirPods w Wietnamie, a nie jak przypuszczano na ogromnym rynku chińskim.
Nintendo chce przenieść wytwarzanie systemu dla Nintendo Switch do Wietnamu. Również Lenovo Group, Acer i Asustek Computer coraz poważniej analizują możliwość wyjścia z produkcją poza Chiny. Skechers myśli o przeniesieniu fabryk obuwia do Wietnamu. Także chińska TCL analizuje Wietnam jako miejsce wytwarzania swojej elektroniki. Sailun Tire myśli o rozpoczęciu produkcji w Tajlandii.
Google już przerzucił znaczną część produkcji swoich płyt głównych z USA na Tajwan i do Malezji, unikając 25 proc. ceł, które obowiązywałyby firmę w przypadku montażu PCB. Toshiba część produkcji przeniosła do Tajlandii. Luxshare otwiera fabrykę w Wietnamie i rozważa Indie na miejsce dla swoich fabryk.
Pegatron wskazuje na Wietnam, Indonezję lub Indie jako nową lokalizację dla produkcji wyposażenia telekomunikacyjnego. Firmy Quanta Computer, Inventec i Foxconn Technology już relokowały część swojej produkcji na Tajwan, do Meksyku i Czech. Ten ostatni niedawno ogłosił, że od października 2018 r. zwolnił 50 tys. pracowników sezonowych w Chinach ze względu na spowolnienie sprzedaży iPhone’a i poważnie bada możliwość produkcji smartfonów w Indiach.
Nowe realia gospodarki
Wojna handlowa USA z Chinami nie jest jedyną przyczyną zmian w łańcuchach dostaw na świecie. Spór między dwiema największymi gospodarkami świata przyspieszył proces przekształceń w powiązaniach produkcyjnych, jednak zjawisko to stanowi naturalny efekt rosnących kosztów wytwarzania w Chinach.
Ponadto coraz silniejsza konkurencja na rynku Kraju Środka, trudności w udziale w zyskach oraz obawy związane z ochroną własności intelektualnej to czynniki, które wywierają presję na zagraniczne firmy. Jednak przy decyzjach o ewentualnej relokacji produkcji ważnymi zmiennymi pozostają także: wielkość firmy, rozmiary rynku docelowego, czy etap produkcji, jaki jest realizowany w danym kraju. Dla większości przedsiębiorstw nie bez znaczenia są też koszty przeniesienia produkcji, dostęp do dostawców, rynek pracy (wielkość rynku, poziom płac, kwalifikacje pracowników), wspieranie branż, logistyka i infrastruktura oraz system podatkowy i regulacyjny.
Stąd w przypadku firmy produkującej odzież lub tylko montującej elektronikę, gdzie przede wszystkim liczą się koszty pracy kalkulacja jest prosta – Chiny przestały być atrakcyjne i warto poszukać alternatywnych miejsc docelowych, np. na obszarze Azji Południowo-Wschodniej, czy Azji Południowej. Jednak firma technologiczna staje przed poważniejszym dylematem. W wielu przypadkach inwestorzy w Chinach utrzymują silne relacje z dostawcami i sprzedawcami, których łańcuchy były budowane latami z wypracowaniem odpowiedniego poziomu jakości.
Stworzenie takiej infrastruktury dostaw od podstaw to nie tylko długi i kosztowny proces, ale mogący także spowodować spadek jakości produktu, na co korporacje technologiczne nie mogą sobie pozwolić. Zgodnie z badaniami firmy zajmującej się inspekcjami jakości – QIMA – jakość produktów pochodzących z Azji Południowej (głównie Indii i Pakistanu) jest dość niska – około 37 proc. wyrobów nie spełnia wymogów. W Kambodży nieakceptowalnych jakościowo towarów było aż 40 proc. Dla porównania, w Chinach niecała jedna czwarta produkcji nie przechodzi pomyślnie kontroli jakości.
W ciągu ostatnich dwóch dekad Chiny dobrze wykorzystały sąsiedztwo wiodących światowych producentów elektroniki – Japonii, Korei Południowej, Tajwanu, czy Singapuru. Początkowo montując ich produkty, stopniowo przesuwały się w górę łańcucha dostaw dzięki dyfuzji technologii i napływowi kapitału. Obecnie wytwarzają szeroką gamę towarów elektronicznych i mają ponad połowę światowych mocy produkcyjnych w tej dziedzinie.
Ponad połowa telefonów komórkowych na świecie i prawie wszystkie płytki PCB są wytwarzane w Chinach. Chińskie fabryki odpowiadają za 40 proc. światowych dostaw półprzewodników. Obecnie na 357 fabryk najważniejszych, światowych gigantów elektroniki aż 200 znajduje się w Chinach (w USA 63 fabryki). Najlepszym przykładem zagłębia technologicznego jest Guangdong. Prowincja stanowi około 20 proc. chińskich zdolności produkcyjnych w zakresie zaawansowanych technologii, a obecnie działa w niej ponad 6,5 tys. firm z tej branży.
Guangdong już od ubiegłego roku zaczął wprowadzać strategię mającą przeciwdziałać odpływowi firm. Władze prowincji zaprezentowały 10-punktowy plan przyciągania inwestycji zagranicznych. W planie sporo miejsca poświęcono poprawie dostępu do rynku, przyciąganiu talentów, wprowadzaniu zachęt finansowych czy zachęt do użytkowania gruntów.
Zapowiedziano ulgi podatkowe i więcej środków dla sektora badawczo-rozwojowego. Umieszczono także zapis o możliwości zakładania firm z kapitałem całkowicie zagranicznym, mimo że wcześniej Pekin wymagał spółek joint venture. Pochylono się także nad kwestią ochrony własności intelektualnej, będącej tak newralgiczną sferą w rozwoju AI czy 5G.
ASEAN, Tajwan i Indie – najwięksi wygrani
Większość firm zapowiadających przeniesienie produkcji z Kraju Środka zamierza ją ulokować blisko Chin, w Azji Południowo-Wschodniej, szczególnie na popularnych rynkach wschodzących należących do ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej). Głównie jest to Wietnam, Tajlandia i Indonezja.
Sporo producentów dóbr pracochłonnych już wcześniej przeniosła część lub całość produkcji z Chin do znacznie tańszych krajów azjatyckich. Jednak firmy nadal utrzymują centrale lub biura w Kraju Środka, gdyż jest to dla nich ważny rynek. Kraje ASEAN mają podpisane umowy gospodarcze z Chinami ułatwiające kooperację. Dlatego przeniesienie części łańcucha dostaw lub otwarcie nowych fabryk w którymkolwiek z tych krajów pozwoliłoby firmom handlującym z USA zarządzać swoim łańcuchem dostaw przy jednoczesnym utrzymaniu relacji z innymi rynkami, mniej bardziej powiązanymi z Chinami.
Kolejnymi często wspominanymi lokalizacjami są Indie i Tajwan. Firmy tajwańskie już jakiś czas temu rozpoczęły bój o zagraniczne korporacje technologiczne myślące o wycofaniu się z Chin. Przykładowo, Foxconn zapewniał ostatnio inwestorów, że ma wystarczającą moc produkcyjną, aby wytwarzać iPhone’y poza obszarem Kraju Środka.
Podsumowując, wbrew doniesieniom prasowym, nie można mówić o masowej ucieczce korporacji z Chin, szczególnie w kontekście firm technologicznych. Zbudowanie infrastruktury nowego łańcucha dostaw jest dość skomplikowane i wymaga czasu. Jednak coraz częściej firmy decydują się na zbudowanie drugiego ośrodka produkcyjnego, najczęściej bliskiego geograficznie do poprzedniego centrum wytwórczego. Stąd w ostatnim czasie taka duża popularność krajów ASEAN i Indii.
Niektóre korporacje przenoszą produkcję do Chin, ale wprowadzają rozwidlenie linii wytwórczych. Dobrym przykładem jest Philips. Firma przerzuca produkcję sprzętu ultradźwiękowego do Chin, a wytwarzanie masek oddechowych do USA. W ten sposób stara się zaspokoić szybko rosnący popyt w każdym kraju i ominąć cła. Zresztą większość firm przenosi jedynie segmenty produkcji z Chin (choć stopniowo) i przyjmuje strategię „Chiny plus jeden”, żeby zredukować koszty operacyjne, zdywersyfikować siłę roboczą i łańcuch dostaw, a także zdobyć dostęp do nowych rynków przy jednoczesnym zachowaniu Kraju Środka jako rdzenia.
Powodów do pozostania w Chinach jest sporo. Po pierwsze, przedsiębiorstwa mogą pozyskiwać praktycznie wszystko z rozległych rynków Kraju Środka – od układów elektronicznych, przez różne gadżety, aż po drony. Rynki chińskie są bardzo dobrze połączone, sieć dostawców jest zintegrowana, infrastruktura transportowa bardzo rozbudowana, a środowisko sprzyja start-upom. Ponadto w Chinach działa dobrze rozwinięta sieć funduszy venture capital, firm prawniczych i dostawców usług korporacyjnych. Jednak okazuje się, iż to nie zawsze wystarcza, by zatrzymać inwestora.
Autor: Ewa Cieślik, adiunkt na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu; specjalizuje się w chińskim rynku finansowym.