Pytany przez dziennikarzy o to, jak w praktyce wygląda praca naukowców nad przesłanym do analizy materiałem pobranym od osób z podejrzeniem zakażenia koronawirusem Juszczyk wyjaśnił, że w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego - Państwowym Zakładzie Higieny pracuje nad tym zespół 12 naukowców. "Taki zespół pozwala na dość szybkie, jak na obecne warunki, diagnozowanie w kierunku wystąpienia koronawirusa w przesłanym materiale" - zapewnił.

Równocześnie zaznaczył, że laboratorium w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego - Państwowym Zakładzie Higieny jest tym o najwyższym stopniu bezpieczeństwa biologicznego tzw. BSL-3. W trakcie badania mogą w nim przebywać tylko trzy osoby. "Muszą zachować one reżim sanitarny. Pracują w kombinezonach, maskach, goglach. Jest to dość uciążliwa praca" - powiedział. Dlatego też - jak wyjaśnił dalej - przerwa dla każdego pracownika wynosi 12 godzin. Dodał, że w nocy przez 8 godzin laboratorium nie pracuje.

Wymaz do badania pobiera się u pacjenta z nosogardła. "Pierwsze wyniki testów otrzymujemy zazwyczaj tego samego dnia, w którym dociera do nas próbka, czyli w ciągu 24 godzin. Jeżeli wyniki są ujemne, powtarzamy je także przy wykorzystaniu innej metody. Te 48 godzin pozwala nam na przeprowadzenie wszystkich koniecznych badań diagnostycznych, by przekazać wynik lekarzom, którzy zajmują się opieką nad pacjentem" - powiedział Juszczyk.

Dodał, że w przypadku materiału pochodzącego od 30 Polaków, którzy powrócili z Wuhan w sobotę i przebywają pod obserwacja w szpitalu we Wrocławiu, testy były wykonane dwukrotnie na tej samej próbce, ale przy użyciu innej metody.

Reklama

"Badamy konkretne geny, które są zdiagnozowane w nowym koronawirusie 2019-nCoV. W tym przypadku badaliśmy dwa konkretne geny przy użyciu innej metody" - wyjaśnił. Powiedział równocześnie, że to lekarze prowadzący pacjentów w klinice we Wrocławiu stwierdzą teraz, kiedy powtórzone będzie badanie, ale najprawdopodobniej nastąpi to pod koniec tygodnia. Zapewnił, że monitorują oni na bieżąco stan kliniczny pacjentów. Zaznaczył, że cały proces diagnostyczny ma prowadzić do tego, by wykluczyć ryzyko wydania wyniku fałszywie ujemnego lub dodatniego.

Juszczyk wyjaśnił również, że zdecydowana większość potwierdzonych przypadków zarażenia wirusem, to osoby, u których badanie wykonano w czasie ostrej fazy objawów. "My aktualnie wykonujemy badania u osób, które na szczęście nie mają objawów zakażenia, więc zachowujemy wszelkie standardy bezpieczeństwa, ale również profilaktyki" - powiedział dyrektor.

Jednocześnie oświadczył, że Polacy, który wracali do kraju z Wuhan w sobotę traktowani są jak osoby z wysokim ryzykiem. "Te osoby przebywały w ognisku epidemicznym, więc od samego początku, od powrotu do kraju traktujemy je jako osoby z wysokim ryzykiem zakażenia. Oczywiście potwierdzony przypadek Belgijki (która podróżowała z Polakami na pokładzie samolotu - PAP) stanowi dodatkowe ryzyko. Natomiast w trakcie tego transportu wszystkie osoby były poddane odpowiedniemu reżimowi sanitarnemu" - powiedział.

Dyrektor wskazał też na to, że jest to nowy patogen, a sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Niemniej jednak, jego zdaniem, ryzyko zrażenia ograniczone jest obecnie do miasta Wuhan i prowincji Hubei. "Mamy pojedyncze przypadki już zdiagnozowane w krajach europejskich. Natomiast jest to nadal niewystarczająca liczba pacjentów poza Chinami, abyśmy mogli wnioskować epidemiologicznie, jakie jest realne ryzyko zagrożenia zdrowia dla pacjentów, którzy są zakażenia" - powiedział.(PAP)

autorka: Klaudia Torchała