Do rozmów przedstawicieli tureckiego rządu i rosyjskiej delegacji doszło w Ankarze. Omawiano rosnące napięcia w północno-zachodniej prowincji Syrii, Idlibie, będącej ostatnim bastionem rebeliantów, walczących z rządem w Damaszku i wspieranych przez Ankarę.

Przedstawiciele Turcji oświadczyli stronie rosyjskiej, że kolejne zbrojne działania połączonych sił syryjsko-rosyjskich nie pozostaną bez odpowiedzi wojsk tureckich. Gospodarze spotkania podkreślili, że ataki na siły tureckie są niedopuszczalne i że Moskwa musi wypełnić swoje obowiązki zgodnie z umową z 2018 roku o deeskalacji napięć w północno-zachodniej Syrii.

Wcześniej w poniedziałek ministerstwo obrony Turcji poinformowało, że siły tego kraju uderzyły w 115 celów syryjskich sił rządowych i zniszczyły 101 z nich. Był to odwet za atak syryjskich wojsk na turecki posterunek w północno-zachodniej Syrii, w którym zginęło pięciu tureckich żołnierzy i również pięciu zostało rannych.

"Według naszych informacji trzy czołgi i dwa stanowiska moździerzowe zostały zniszczone, trafiony został też jeden helikopter" - oświadczył resort i zapowiedział, że siły tureckie będą nadal odpowiadać na wszelkie ataki na swoje wojska, stacjonujące w Idlibie.

Reklama

Armia prezydenta Syrii Baszara el-Asada kontroluje obecnie ponad 70 proc. Idlibu, a ofensywa w prowincji prowadzona jest nieprzerwanie od grudnia 2019 roku mimo zawieszenia broni, uzgodnionego na początku stycznia między Turcją a Rosją.

Turcja w niedzielę podała, że wysłała kolejne oddziały w celu powstrzymania ofensywy syryjskich wojsk rządowych, które znajdują się zaledwie 16 km od miasta Idlib, zamieszkanego przez ponad milion osób. Informacje te potwierdziło Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, według którego w ubiegłym tygodniu do Idlibu wjechało 1240 tureckich pojazdów wojskowych oraz 5 tys. żołnierzy.

>>> Czytaj też: Czy rozszerzenie NATO o Europę Wschodnią rzeczywiście było katastrofalnym błędem USA?