Przed godz. 16 w poniedziałek WIG20 tracił 7,78 proc., choć wcześniej ten warszawski indeks pikował o 8,8 proc., osiągając 1.610 pkt. Handel na amerykańskich giełdach został wstrzymany na 15 minut po spadku S&P 500 o 7 proc. Przed godz. 16 naszego czasu ten amerykański indeks spadał o 5,8 proc.

"Polski rynek zachowuje się w poniedziałek w rytmie tego, co się dzieje na świecie i narastających obaw związanych z koronawirusem. Świat boi się o to, że kolejne regiony mogą popaść w podobne tarapaty, jak Lombardia we Włoszech, gdzie mieszkańcy zostali praktycznie odcięci do reszty świata" - powiedział analityk.

Według niego można sobie wyobrazić, że jeśli koronawirus będzie się dalej rozprzestrzeniał, to kolejne regiony będą także izolowane. "Jeżeli ta kaskada wydarzeń nie zostanie zahamowana, to w skrajnym scenariuszu będziemy mieli do czynienia z kryzysem gospodarczym, przy którym nawet upadek Lehaman Brothers mógłby mieć mniejsze konsekwencje" - uważa Sadoch.

"Jeśli zmaterializowałoby się ryzyko izolacji poszczególnych regionów w Stanach Zjednoczonych i Amerykanie nie wychodziliby z domów, przestaliby wydawać, to mielibyśmy do czynienia z sytuacją, w której aktywność gospodarcza w perspektywie do połowy 2020 r. po obu stronach Atlantyku mogłaby zamrzeć" - dodał.

Reklama

W sytuacji, w której firmy by nie produkowały, a gospodarstwa domowe by nie konsumowały, gospodarka byłaby w fazie wyczekiwania. "Oczywiście dla rynku akcji miałoby to kolosalne konsekwencje" - powiedział.

Analityk zauważył, że giełdy w Stanach Zjednoczonych otworzyły się na 7-proc. minusach, a giełda włoska traciła 12 proc. "Widać, gdzie jest zarzewie całego kryzysu, skąd się wziął" - ocenił Sadoch.

>>> Czytaj też: Czarny poniedziałek na rynkach. Ropa WTI potaniała o 27 proc.