Nawet sobie nie chcę wyobrażać, jak sposób obrad, z którym mieliśmy do czynienia w Sejmie, zostałby oceniony w globalnej firmie. Osoby odpowiedzialne za ich przeprowadzenie musiałyby się długo tłumaczyć - mówi Maciej Broniarz, architekt bezpieczeństwa i systemów informatycznych.
ikona lupy />
Maciej Broniarz architekt bezpieczeństwa i systemów informatycznych, wykładowca w Centrum Nauk Sądowych Uniwersytetu Warszawskiego fot. mat. prasowe / DGP
Mamy za sobą pierwsze zdalne posiedzenie Sejmu, trwa drugie. Czy państwo polskie zdaje e-egzamin?
Cóż, mogę tylko powtórzyć słowa byłego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, oceniającego sposób działania administracji: państwo polskie istnieje teoretycznie. Obserwowałem pierwsze zdalne posiedzenie Sejmu i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jesteśmy całkowicie do tego nieprzygotowani. I to jest przerażające. Warto pamiętać, że w dużo trudniejszych warunkach działa Parlament Europejski, a nie dostarcza deputowanym i obywatelom takich atrakcji. Czyli można, tylko trzeba to zaplanować z wyprzedzeniem.
Reklama
Mamy 2020 r. Każdy z nas ma w smartfonie moc obliczeniową większą niż superkomputery dekadę temu.
Ależ nie musimy używać takiego argumentu. Przez 30 lat nikt, kto zarządzał administracją, nie zadał sobie trudu przeanalizowania sytuacji. Środki techniczne do prowadzenia obrad na odległość są dostępne od co najmniej dwóch dekad. W wielu firmach od lat to doskonale funkcjonuje. A w polskim parlamencie nie.
Posłowie przegłosowali ustawy? Przegłosowali. I jeszcze wielu było zadowolonych. A pan się czepia.
Taka moja rola. Jeśli niektórych posłów satysfakcjonuje to, że tym razem udało im się w końcu uchwalić ustawy – gratuluję. Ale ja oczekuję czegoś więcej. Przecież wielu deputowanych w trakcie obrad publikowało w mediach społecznościowych wpisy, że mają kłopoty techniczne. Ogrom parlamentarzystów swoimi działaniami udowodnił też, że nie mają zielonego pojęcia, jak działa system i co można robić, a czego nie należy.