Indeks biznesu w marcu nie zmienił się w notowaniu rocznym w stosunku do lutego, a indeks kwartalny spadł o 2 pkt, zrównując się z indeksem rocznym na poziomie 40 pkt.

- Zrównanie indeksu rocznego i kwartalnego sugeruje, że spowolnienie osiągnęło chyba punkt kulminacyjny. Eksport w styczniu spadł o jedną czwarta, ale do Polski napłynęło więcej niż spodziewano się inwestycji zagranicznych. Zamiast 1 mld było ich już 1,5 mld dolarów – mówi dr Stanisław Kubielas.

- Słaby złoty podnosi konkurencyjność naszego eksportu oraz sprzyja relokacji produkcji do Polski. Mimo tego należy liczyć z dalszym pogorszeniem stabilności w skali makro, zwłaszcza ze wzrostem bezrobocia, deficytu budżetowego i pogorszeniem kondycji finansowej przedsiębiorstw - dodaje.

W sumie jednak polskie firmy, pomimo słabego IV kwartału, zakończyły ub. rok dobrym wynikiem finansowym – zarobiły na czysto 63 mld zł. Pogorszyła się co prawda rentowność obrotu, ale wysoka płynność sektora nie uległa zmianie, ponieważ firmy prawie nie inwestowały, tylko trzymały pieniądze na kontach w banku. Dr Małgorzata Krzysztoszek szacuje te oszczędności na ok. 120 mld zł.

Reklama

- Teraz nasze firmy są dobrze zabezpieczone na okazję recesji, jeśli ta nie potrwa zbyt długo, bo kredyt jest coraz trudniejszy do załatwienia. W lepszej sytuacji niż eksporterzy mogą być mniejsze przedsiębiorstwa, które nie korzystają z kredytu i zaopatrują rynek krajowy. Ci pierwsi przeżywają szok złamania popytu u swoich kontrahentów zagranicznych - dodaje.

Sprawy spadku eksportu nie można lekceważyć. – Mówi się, że gdy gospodarka największego odbiorcy polskich towarów i usług - Niemiec - kurczy się o 1 proc., to w Polsce PKB spada o 0,3 proc. – podkreśla Tadeusz Chrościcki. Wyklucza jednak załamanie gospodarcze porównywalne z Niemcami. – Nasz PKB może spaść w I czy nawet II kwartale o ułamki procenta, ale w II połowie roku na pewno będziemy mieli niewielki wzrost - zapewnia.

Przekonany jest, że konieczna będzie nowelizacja ustawy budżetowej, gdyż deficytu na poziomie 18 mld zł nie da się w obecnych warunkach ekonomicznych utrzymać. Szacuje go na ok. 40 mld zł.

Ponadto obawia się, że szybko może rosnąć nie tylko deficyt budżetowy, ale dług publiczny, który już w tym roku osiągnie poziom 50 proc. rocznego PKB, a to „już pierwszy sygnał alarmowy”. Potem może być „nawet 55 proc. PKB”, ostrzega.

- W tej sytuacji żądania płacowe górników, gdzie średnia pensja wynosi 6 tys. zł brutto, wobec zarobków w przemyśle między 3,2-3,7 tys. zł, a w przemyśle lekkim tylko 1,2 tys. zł brutto, są nie do zrealizowania - dodaje.

- Denerwują mnie ponure prognozy, snute co pewien czas przez analityków zachodnich banków, którzy wróżą spadek naszej gospodarki w tym roku nawet o kilka procent. Panowie, nie straszcie Polaków kryzysem! – zaapelował Bohdan Wyżnikiewcz. Powołał się na przykład brytyjskiego tygodnika „The Economist”, który uważa, że w Polsce w 2009 r. wzrośnie PKB, jako „jednym z nielicznych krajów w Europie”.