Dzisiaj notowania rozpoczęły się spadkiem o ponad 1 procent, ale byki szybko przystąpiły do zakupów. Kolor zielony pojawił się już przed 10-tą, ale prawdziwa eksplozja zakupów nastąpiła popołudniu, gdy z łatwością przekroczony został poziom 1700 punktów. Niektórzy próbują na siłę szukać przyczyny nagłego wybuchu popytu i wskazują na udaną akcję 10-letnich obligacji, na której popyt zdecydowanie przewyższył podaż. Osobiście aukcję nie nazwałbym przyczyną, ale katalizatorem, który uruchomił strumień pieniądza czekających na wejście na rynek.

Akcje stały się atrakcyjne dla klientów indywidualnych, którzy swe zakupy koncentrują na wciąż dobrze się zachowującym sektorze małych i średnich spółek. OFE, które w swoich portfelach mają rekordowo mało akcji wykazują chęć zwiększenia swojego zaangażowania. Nie próżnuje również zagranica. Widać to po rosnących giełdach regionu i umacniającym się złotym. Zwyżki są potęgowane przez ograniczoną podaż akcji. Posiadacze walorów nie są skłonni do ich sprzedaży widząc fazę w jakiej znajduje się rynek. Przecież wzrosty o ponad 5 procent mówią same za siebie.

Na rynku walutowym złoty na początku był słaby, co było pochodną nienajlepszej atmosfery na rynku. Z biegiem czasu jednak napływ kapitału umacniał złotego. Inwestorzy zagraniczni kupowali przecież akcje i obligacje. Taki stan rzeczy doprowadził do sytuacji, gdy pod koniec sesji na GPW złoty faktycznie umocnił się w porównaniu do wczorajszych cen zamknięcia. Koniec sesji spowodował jednak osłabienie się naszej waluty. Pamiętać trzeba, iż będzie ona pozostawała pod presją, gdyż jak to dziś podkreślił wiceprezes NBP, Witold Koziński, problem opcyjny będzie nam towarzyszył aż do 2010 roku.