Gospodarka się kurczy, dochody realne spadają, bezrobocie rośnie - musi zatem wzrosnąć także odsetek niespłacanych pożyczek. Czy pojawią się zatem upiory z 1998 roku? Rosyjskie banki nie są w posiadaniu bazujących na amerykańskich kredytach mieszkaniowych toksycznych aktywów, które „położyły” banki w USA, a częściowo także i w Europie Zachodniej, nie udzielały kredytów walutowych w takiej skali jak banki środkowoeuropejskie. Ponieważ nawet w okresie boomu popyt na kredyty przekraczał w Rosji ich podaż, banki mogły wybierać klientów. Mimo to - jak ostrzegają ministrowie i szefowie banków - udział tzw. kredytów w sytuacji nieregularnej może wzrosnąć do 10-20 proc. całej akcji pożyczkowej. Prognozy są trudne, bo nie wiadomo, ile jest obecnie „złych” kredytów. Odsetek niespłacanych kredytów podwoił się w ostatnich miesiącach i według banku centralnego wynosi 3 proc. Jeśli jednak posłużyć się międzynarodowymi kryteriami, odsetek zaległości może być nawet trzy lub cztery razy większy. Alfa Bank, drugi co do wielkości bank prywatny w kraju, ostrzegł w zeszłym tygodniu, że odsetek niespłacanych kredytów zbliża się w nim do 10 proc. i że tworzenie rezerw na te kredyty może w tym roku pozbawić go zysku: prezes Alfa Banku uważa, że w całym sektorze odsetek takich kredytów może sięgnąć 20 proc. Wychodząc z tego założenia, Citigroup przewiduje, że 50 czołowych banków rosyjskich będzie potrzebować dokapitalizowania na poziomie około 88 mld dol. Rosja może sobie na to pozwolić, choć pod względem politycznym byłoby to trudne. Ponieważ rząd wydał już miliardy dolarów na posunięcia antykryzysowe, Moskwa może się po prostu zdecydować na złagodzenie klasyfikacji zagrożonych kredytów i wymogów kapitałowych. Choć jednak banki jakoś z tym sobie poradzą, ich możliwości pożyczkowe wtedy spadną, a to oznacza spowolnienie ożywienia. Lepiej byłoby te banki dokapitalizować: w końcu Rosjanie zniosą kosztowne posunięcia rządu, pod warunkiem że nie wpłynie to na wypłaty z bankomatów.