„Pierwszy stycznia 2012 roku jest wciąż realną datą, ale może wymagać pewnej zwłoki” – stwierdził Jacek Rostowski. „Światowy kryzys nadszedł i byłoby naiwnością utrzymywać, że nie wywołał on żadnych skutków... Jeśli przesuniemy termin o jeden rok, nie będzie to oznaczało końca świata”.

Centroprawicowy rząd premiera Donalda Tuska uznał przyjęcie wspólnej waluty za jeden z fundamentów swej polityki antykryzysowej, mając nadzieję, że będzie to przesłanie potwierdzające stabilność polskiej gospodarki w porównaniu z pogrążonymi w kryzysie państwami regionu, jak Węgry i Łotwa.

Ale perspektywy dołączenia do strefy euro wyblakły, gdy recesja zaczęła dawać się we znaki. W zeszłym roku rząd zakładał wzrost gospodarczy w 2009 roku na poziomie ponad 3 proc. Obecnie ma nadziej na 1,7 proc., lecz ostatnia prognoza Komisji Europejskiej wskazała, że w Polsce może dojść do spadku rzędu 1,4 proc.

Chociaż Rostowski zakwestionował obliczenia Komisji, zarazem przyznał, że gospodarka ostro zwalnia. „Nasze prognozy wciąż zakładają w tym roku wzrost gospodarki, ale biorąc pod uwagę stopień niepewności ... może się okazać, że rację będzie miała Komisja”.

Reklama

Problem dodatkowo komplikuje spór rządu z opozycją w sprawie zmiany konstytucji, co musi nastąpić, jeśli Polska ma przyjąć wspólną walutę.

W dodatku deficyt budżetowy z pewnością wzrośnie znacznie w tym roku, skoro zwiększają się wydatki a spadają wpływy z podatków. Podczas gdy Rostowski twierdzi, że nie zwiększy wydatków, a deficyt prognozuje na poziomie 4,6 proc. PKB, według Komisji Europejskiej wzrośnie on do 6,6 proc. w tym roku i 7,3 proc. w roku 2010.

Zgodnie z kryteriami obowiązującymi przy wstąpieniu do strefy euro deficyt nie może przekraczać 3 proc., co sprawia, że przyjęcie euro w 2012 roku staje się nierealistyczne. Żeby dotrzymać terminu Polska musiałaby przystąpić do mechanizmu kursowego ERM-2 jeszcze w tym roku. Krzysztof Rybiński, ekonomista z Ernst & Young uważa, że to nieprawdopodobne.

Niepewność ministra Rostowskiego co do gospodarki jest dość powszechnie podzielana, gdyż nowe dane makroekonomiczne prezentują mylący obraz. Chociaż prognozy wzrostu gospodarczego zostały obniżone, polski rynek wewnętrzny wykazuje odporność. Wszystko wskazuje na to, że bezrobocie ustabilizowało się na poziomie 11 proc. Złoty, który na początku roku mocno tracił na wartości, odzyskał trochę siły, po części dzięki przyznaniu Polsce przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy elastycznej linii kredytowej w wysokości 20,58 miliardów dolarów.

Jako jeden z przykładów mieszanych sygnałów, fabryka Fiata w południowej Polsce wręcz wyrzuca z siebie ogromne ilości małych samochodów kierowanych na rynki Europy Zachodniej i wcale nie planuje ograniczenia produkcji. Natomiast w Warszawie fabryka samochodów FSO, filia ukraińskiego Avtozazu, zamknęła podwoje do 22 czerwca, gdyż produkcja - przeznaczona głównie na ukraiński rynek - spadła z powodu krachu gospodarczego w tym kraju.

Tymczasem produkcja przemysłowa spadła w marcu w Polsce o 2 proc., znacznie mniej niż w innych krajach regionu.

Tłum. T.B.