● Na zwałach przybywa węgla, a energetyka stale domaga się renegocjacji cen tego surowca. Jak pan ocenia tę sytuację?
– Polskę obowiązuje norma unijna dotycząca konieczności zgromadzenia zapasów energetycznych na 90 dni produkcji energii elektrycznej, co właśnie stanowi około 9 milionów ton węgla energetycznego zgromadzonego na składach kopalnianych bądź składach spółek energetycznych. A zatem te zwały są po prostu spełnieniem wymogu unijnego. Choć faktem jest, że nikt wcześniej nie zamierzał tego wymogu spełniać. Stało się tak ze względu na obecną sytuację na rynku węgla. Byłoby uczciwie, gdyby były to zapasy sfinansowane przez państwo, bo to właśnie ono ma obowiązek zgromadzenia zapasów energetycznych w odpowiedniej wysokości. Odkąd ta norma nas obowiązuje, w budżecie państwa nigdy nie znaleziono środków na ten cel. Za każdym razem minister finansów mówi, że nie ma na to pieniędzy. Tyle że przecież ta norma pozostaje dla nas obowiązująca. Siłą rzeczy producenci węgla i producenci energii elektrycznej finansują te zapasy we własnym zakresie.
● W polskim górnictwie z coraz większym niepokojem obserwuje się rosnący import węgla do Polski.
– Stan zwałów w kopalniach oraz w energetyce należy porównać z poziomem importu węgla do Polski. Według danych resortu gospodarki tylko w I kwartale tego roku do Polski sprowadzono prawie trzy miliony ton węgla, czyli tyle, ile leży na kopalnianych zwałach.
Reklama
Wystarczyłoby więc ograniczyć import węgla do Polski i problem zwałów straciłby na znaczeniu. Przypomnę tu, że nie wykorzystujemy prawnych narzędzi ochrony polskiego rynku węglowego przed importem węgla. A przecież jest ustawa, która daje szanse na sprzeciw polskiego producenta przeciwko sprowadzaniu produktów, które są wytwarzane w krajach dostawców z wykorzystaniem subwencji budżetowych. Na przykład w Australii subwencja polega na tym, że państwo zwalnia producentów węgla z określonych obciążeń podatkowych. Podobnie jest w Rosji czy na Ukrainie, gdzie też są pewne subwencje dla producentów węgla. Trzeba również pamiętać, że górnictwo, negocjując ceny węgla, podniosło je do takiego poziomu, że odbiorcom węgla, zwłaszcza z branży energetycznej, korzystniej jest nabyć ten surowiec za granicą.
W tym przypadku producenci węgla strzelili sobie samobója. Dlatego, że cena węgla wzrosła o około 40 proc. w stosunku do wcześniejszego poziomu z 2008 roku. Wówczas to mieliśmy do czynienia z cenami preferencyjnymi dla energetyki. Było to wysoce nieracjonalne, zważywszy że w 2008 roku mieliśmy do czynienia z deficytem węgla na rynku. Sprzedawano jednak węgiel po cenie zaniżonej. Natomiast obecnie górnictwo ma problemy ze sprzedażą węgla po znacznie wyższych cenach.
● Jakie jest wyjście z tej sytuacji?
– Namawiałbym do renegocjacji cen węgla z energetyką. Nie można bowiem dopuścić do zatrzymania pracy kopalń. Obecnie wszystkie narzędzia służące poprawie sytuacji znajdują się w rękach ministra gospodarki oraz zarządów spółek węglowych i firm energetycznych. Poszkodowanymi w tej sytuacji są natomiast załogi górnicze, które nie miały wpływu na to, jak ten problem powstawał, a teraz są obciążone jego skutkami.
● JERZY MARKOWSKI
doktor nauk technicznych, absolwent Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej w Gliwicach, ekspert górniczy, wiceminister gospodarki odpowiedzialny za górnictwo w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza (1997), senator RP