Według danych GUS żywność potaniała w ciągu poprzedniego miesiąca o 1,1 proc. – To zrównoważyło efekt rosnących cen paliw. Paliwa podrożały w czerwcu o prawie 7 proc. – mówi Marta Petka, ekonomistka Raiffeisen Banku. Dariusz Winek z BGŻ dodaje, że bardziej niż się spodziewano taniały owoce i warzywa. – Inne kategorie raczej nie zaskoczyły. Mamy lekki spadek cen nośników energii przez tańszy gaz. Ceny odzieży i obuwia też są niższe. Gdyby nie paliwa, to inflacja spadłaby znacznie mocniej – mówi ekonomista BGŻ.
Według Mateusza Szczurka z ING BSK w kolejnych miesiącach wskaźnik wzrostu cen nadal powinien spadać. – To nie zakończy się szybko. Być może spowoduje jeszcze jedną – dwie obniżki stóp procentowych w tym roku. Na razie wygląda na to, że członkowie Rady Polityki Pieniężnej zechcą poczekać na kolejne dane z gospodarki – mówi ekonomista. Marta Petka nie spodziewa się obniżki w lipcu. Jej zdaniem rada może zdecydować się na taki ruch w sierpniu lub we wrześniu. Podobnego zdania jest Piotr Pekoś z Banku BPH. Według niego obniżka może nastąpić najwcześniej we wrześniu, gdy rada będzie już miała dane o PKB w II kwartale.
– Oczekujemy, że na fali spowolnienia gospodarczego w kolejnych miesiącach inflacja będzie nadal powoli spadać do nieco poniżej 3 proc. jesienią, choć istotnym zagrożeniem dla takiego scenariusza pozostaje duża niepewność co do przyszłego kształtowania się kursu polskiej waluty, cen żywności oraz ropy – ocenia Piotr Pękoś.
Większość ekonomistów, z którymi rozmawialiśmy, jest zdania, że złoty powinien się umacniać na przełomie tego i następnego roku. To może być jedne z głównych czynników, który sprowadzi inflację do celu NBP – czyli 2,5 proc. – w 2010 roku. – Złoty niewątpliwe umocni się, jeśli poprawi się popyt zagraniczny lub zwiększy się napływ kapitału zagranicznego. Na razie widać, że dalsze osłabienie złotego jest niepotrzebne z punktu widzenia równowagi bilansu płatniczego. Jeżeli ktoś wierzy, że sytuacja gospodarcza będzie się poprawiać, to powinien dziś kupować złotego – mówi Mateusz Szczurek.
Reklama
Według opublikowanych wczoraj danych NBP nadwyżka w obrotach bieżących po maju wyniosła 207 mln euro. Przed rokiem mieliśmy deficyt rzędu 1,8 mld euro. Nadal spada eksport – o 23,8 proc. w skali roku – ale dużo szybciej traci import (spadek o 32,8 proc. proc.). W efekcie bilans handlu zagranicznego jest niemal zrównoważony. – Jeśli takie tempo się utrzyma, to w ujęciu 12-miesięcznym powinniśmy mieć na koniec roku nadwyżkę bilansu płatniczego liczoną jako procent PKB. I to jest pozytywna informacja dla złotego, bo nawet przy utrudnionym dostępie do kapitału, z którym zmaga się wiele krajów świata Polska – przy takim kursie swojej waluty – nie potrzebuje dodatkowego finansowania z zagranicy i jest w stanie zaspokoić swoje potrzeby walutowe za pomocą eksportu – mówi ekonomista ING BSK.
Według Dariusza Winka z BGŻ złoty powinien się umacniać, ale nie będzie to szybki proces. – To nie będzie silna aprecjacja. Nadal jest wiele czynników ryzyka związanych z finansami publicznymi, kłopotami sektora bankowego czy inwestowaniem w regionie. Nie należy spodziewać się dużego i szybkiego napływu kapitału zagranicznego i większego w związku z tym apetytu na naszą walutę. To będzie raczej stopniowy proces. Kurs złotego będzie też zależał od nastrojów na globalnych rynkach – mówi Dariusz Winek.