Problemy z niespłacalnymi kredytami narastają na Ukrainie i w krajach bałtyckich, gdzie najbardziej ze szwedzkich banków zaangażowany jest właśnie Swedbank. Usiłuje on zebrać na rynku 2,1 mld dol. gotówki – i to zaledwie dwa miesiące po tym, jak ogłosił, że nie potrzebuje dodatkowych pieniędzy. Bank podkreśla, że jego perspektywy nie zmieniły się, ale jest zdecydowany nie korzystać z pieniędzy szwedzkich podatników. No a szykowanie przezeń poduszki kapitałowej jest całkiem zrozumiałe, zwłaszcza po tym, jak produkt krajowy brutto na Łotwie zmalał w drugim kwartale o 18 proc. (rok do roku), a w Estonii – o 23 proc.
Pojawia się jednak pewna możliwość poprawy dzięki szybszemu, niż oczekiwano, ożywieniu we Francji i – przede wszystkim – w Niemczech (jeśli się ono utrzyma). „Wschodząca” Europa jest bardzo uzależniona od strefy euro jako rynku eksportowego, a tamtejsze banki i rządy nie są w stanie wiele pomóc gospodarce. Wygląda nawet na to, że niektóre kraje środkowoeuropejskie ciągną w górę ich sąsiedzi. Nieoczekiwany wzrost PKB w Czechach w drugim kwartale (o 0,3 proc. w stosunku do pierwszego) może być po części skutkiem korekty danych za pierwsze trzy miesiące roku. Ale jeśli nawet tak jest, to niewątpliwie pomocny jest w tym zapał, z jakim niemieccy konsumenci – dzięki rządowym subsydiom – wymieniają stare samochody na nowe, często montowane właśnie w czeskich fabrykach. Korzyści z ożywienia w strefie euro kraje środkowoeuropejskie odczują jednak nierówno.
Dla tych, w których – jak w Czechach czy w Polsce – skala nierównowagi była w dobrych czasach raczej niewielka i które mają płynny kurs walutowy, będzie to silny bodziec. Tym zaś, które – jak Węgry, Rumunia i Bułgaria – mają duży deficyt rozrachunków bieżących i/lub duże długi, dojście do równowagi zabierze więcej czasu. Natomiast w przypadku krajów bałtyckich, gdzie kurs walutowy jest sztywny, dostosowania będą nadal bolesne. Inwestorzy unikający ryzyka nie będą się wybierać daleko od niemieckiej granicy.
Reklama