Jutro wchodzi w życie ponad 20 rozporządzeń ministra finansów implementujących do naszego prawa unijną dyrektywę MIFID, określającą zasady oferowania klientom produktów inwestycyjnych. Od tej daty biura maklerskie i banki (nazywane firmami inwestycyjnymi) mają sześć miesięcy na wdrożenie odpowiednich procedur, które mają zapewnić lepsze dopasowanie oferowanych produktów inwestycyjnych do klientów. – Biura maklerskie powinny być gotowe w ciągu 4–5 miesięcy – mówiła Maria Dobrowolska, prezes Izby Domów Maklerskich, w czasie konferencji Dyrektywa MIFID – analiza stopnia przygotowania polskiego sektora finansowego.
Z wprowadzeniem zmian powinny zdążyć też banki, tym bardziej że Polska jest spóźniona z wdrożeniem tej dyrektywy o 2 lata i 9 miesięcy. To spowodowało, że większość banków działających w ramach dużych grup kapitałowych już dawno, korzystając z zagranicznych doświadczeń, przygotowała się przynajmniej częściowo. – Każdy kraj UE ma jednak swój pomysł na implementację MIFID, a ostateczna wersja polskich przepisów pojawiła się stosunkowo niedawno, więc modyfikacje przygotowanych procedur są konieczne – mówi Norbert Jeziolowicz ze Związku Banków Polskich.
Najważniejszą z punktu widzenia zmianą jest konieczność opracowania przez banki i biura maklerskie tzw. testu adekwatności. – Dyrektywa wprowadza kluczową zasadę – poznaj swojego klienta, nakazując m.in. zbadanie, jakie ryzyko inwestycyjne jest w stanie zaakceptować klient i jaka jest jego wiedza o inwestowaniu – mówi Paweł Zapadka z kancelarii prawnej Chałas i Wspólnicy.



Reklama
Dlatego przed zawarciem umowy biuro maklerskie i bank będą musiały zwrócić się do klienta o przedstawienie podstawowych informacji mających pomóc w ustaleniu tych kwestii. Takie badanie, w węższym lub szerszym zakresie, będzie musiało być przeprowadzone w przypadku wszystkich klientów, którzy będą kupowali bardziej złożony produkt inwestycyjny. – Nie będzie ono przeprowadzane, jeśli klient chce w banku założyć konto i lokatę lub polisolokatę. Ale przy zakupie obligacji czy jednostek TFI już tak – mówi Norbert Jeziolowicz.
Na tej podstawie klient będzie zakwalifikowany do określonej kategorii. Tłumacząc zasady działania produktu, firma inwestycyjna musi to zrobić w sposób dopasowany do rodzaju instrumentu finansowego i kategorii, do której należy klient. Biuro maklerskie czy bank będą musiały przeanalizować, czy proponowany produkt, nie jest zbyt złożony, i jeśli okaże się, że tak, ostrzec klienta przed korzystaniem z niego.
Wszystko to ma chronić klientów przed oferowaniem im produktów, których nie rozumieją – a tak bronią się ci, którzy w ostatnim czasie zaangażowali się w tzw. transakcje opcyjne. – Nawet gdyby MIFID wszedł wcześniej, nie ochroniłoby nas to przed problemem z opcjami. Klienci i tak, kierując się chciwością, zdecydowaliby o zaangażowaniu się w takie instrumenty, bo bank nie może im tego zabronić. Z punktu widzenia banków pozytywne byłoby poprawienie ich pozycji procesowej, bo miałyby na piśmie dowód, że poinformowały klientów o charakterze tego produktu – mówi Norbert Jeziolowicz.