W poniedziałek na nowojorskiej giełdzie główne indeksy zdołały rzutem na taśmę wyjść na minimalne plusy i poprawić tegoroczne rekordy. S&P 500 wzrósł o 0,1 proc. i na trzy sesje przed zakończeniem roku znalazł się o 24,9 proc. wyżej niż na początku stycznia 2009 roku. Duże aukcje obligacji spotykają się z najmniejszym od kilku miesięcy zaintersowaniem inwestorów, ponieważ rośnie grono specjalistów oczekujących rozpoczęcia podwyżek stóp procentowych w drugiej połowie 2010 roku. Departament Skarbu USA wczoraj uplasował na rynku obligacje dwuletnie o wartości 44 mld USD, ale w zamian musiał zaakceptować rentowność papierów na poziomie 1,09 proc., co było najwyższym kosztem finansowania długu od sierpnia 2009 roku. Na wtorek i środę zaplanowano emisję kolejnych 74 mld USD obligacji o terminie zapadalności pięciu i siedmiu lat.

Na GPW WIG20 rozpoczął dzień w okolicy wczorajszego poziomu zamknięcia, tj. nieznacznie powyżej 2400 pkt. Fakt, że w pierwszych minutach handlu kurs żadnej spółki z tego indeksu nie uległ zmianie o więcej niż 1 proc. najlepiej świadczy o tym, że przed końcem roku inwestorzy przeszli w stan czuwania. Swoją drogą niewiele różni się to od postawy inwestorów zagranicznych - większość europejskich indeksów rosła rano nie więcej niż o 0,3 proc.

Najważniejsze dane, które we wtorek napłyną ze Stanów Zjednoczonych, będą dotyczyć dynamiki cen nieruchomości w dwudziestu największych metropoliach USA. Analitycy oczekują, że nieruchomości były w październiku o 7,3 proc. niższe niż przed rokiem i jeżeli dane nie będą odbiegać znacząco od tej prognozy, byłby to najmniejszy spadek cen od 2007 roku. Nie bez znaczenia będzie również odczyt wskaźnika zaufania konsumentów do amerykańskiej gospodarki, zwłaszcza w kontekście wczorajszych informacji firmy MasterCard, która na podstawie analizy transakcji zawieranych kartami płatniczymi i kredytowymi sugeruje, że w ostatnim tygodniu przed Bożym Narodzeniem wydatki na konsumpcję w USA wzrosły o blisko 4 proc. r/r.

Ostateczny odczyt PKB Francji za III kw. 2009 roku czy inflacja w Niemczech mogą mieć znaczenie dla inwestorów tylko, jeśli znacząco będą odbiegać od konsensusu ekonomistów, który mówi odpowiednio o spadku o 2,4 proc. r/r oraz wzroście o 0,7 proc. r/r. Rosnąca dynamika cen w największej gospodarce Europy może oznaczać, że Europejski Bank Centralny poradził sobie ze stłumieniem deflacji, chociaż jeżeli rzeczywiście przestaje ona być poważnym zagrożeniem, to dzieje się tak na skutek wzrostu cen energii i surowców na świecie, a nie za sprawą lepszej kondycji europejskiego rynku pracy (presja płacowa) lub dynamicznej akcji kredytowej banków.

Reklama