>>> Polecamy: Mariusz Swora - człowiek, który szedł pod prąd

DARIUSZ CIEPIELA: Z której strony – Ministerstwa Gospodarki, koncernów energetycznych, odbiorców – odczuwał pan największe naciski czy sugestie mające wpłynąć na pana decyzje i zachowanie jako prezesa Urzędu Regulacji Energetyki?

MARIUSZ SWORA: Koncerny energetyczne mają prawo reprezentować swoje interesy. Takie prawo mają również odbiorcy i dobrze, że pojawiła się rozsądna reprezentacja przemysłu w debacie na temat energetyki. Rolą administracji jest racjonalizacja tych interesów z punktu widzenia dobra publicznego. Nacisk kojarzę z sytuacją, w której ktoś skłania urzędnika do podjęcia określonej decyzji w połączeniu z groźbą represji, jeżeli decyzja będzie inna niż oczekiwana. Nie spotkałem się z taką sytuacją w trakcie swojego urzędowania.

Nie ukrywam, że były ostre sytuacje konfliktowe z Ministerstwem Gospodarki. W wielu kwestiach mieliśmy radykalnie odmienne poglądy, ale trudno nawet ostrą wymianę zdań traktować jako nacisk.

Reklama

Powstaje jednak konieczność szerszej refleksji nad rolą regulatora w obecnym stanie rozwoju rynku energii. Zgodnie z przepisami prawa energetycznego, rolą prezesa URE jest równoważenie interesów przedsiębiorstw energetycznych i odbiorców końcowych. To wyjątkowo trudna rola stawiająca regulatora w roli kogoś, kto spaceruje na linie nad kilkusetmetrową przepaścią. Zważmy jednak siłę adresatów działań regulatora. Silna, monopolistyczna pozycja sektora jest faktem. W tym kontekście to równoważenie oznacza konieczność dowartościowania odbiorców. Moim zdaniem, rolą regulatora w takich warunkach jest przede wszystkim promowanie i wspieranie konkurencji, która z samej definicji służy konsumentom. W końcu wszyscy jesteśmy odbiorcami końcowymi i w kategoriach ekonomicznych powinniśmy spoglądać na energetykę przez pryzmat naszego interesu, którym jest otrzymanie towaru i usługi dostarczania energii w sposób ciągły i po rozsądnej cenie. To hasło wyraziłem w „Mapie drogowej uwolnienia rynku” – jeszcze na początku 2008 roku, i to było mottem URE w trakcie mojego urzędowania.

Jakie są obecnie najważniejsze przeszkody w utworzeniu rzeczywiście konkurencyjnego rynku dla odbiorców indywidualnych?

Odbiorca indywidualny nie ma szans pozostawiony sam sobie na rynku energii elektrycznej. Jest wprawdzie reprezentowany przez organizacje konsumenckie, ale te mają na głowie wiele innych spraw. Brak jest organizacji reprezentujących odbiorców mediów w gospodarstwach domowych, takich jak choćby te, które funkcjonują w Wielkiej Brytanii (np. Energy Watch). W takiej sytuacji ich interesy musi reprezentować państwo. Stąd inicjatywa URE nazwana „Strefą odbiorcy”, współdziałanie z rzecznikami praw konsumentów, organizacjami pozarządowymi. Moja wizja odbiorcy na rynku energii to wizja odbiorcy świadomego swoich praw i takie założenie starałem się realizować. Aby rozpocząć dalszy etap liberalizacji, potrzebny jest silny regulator, konieczne są przepisy pozwalające skutecznie egzekwować prawa odbiorców, niezbędny jest wreszcie płynny i transparentny rynek hurtowy energii elektrycznej.

Podczas swojego urzędowania wielokrotnie wskazywał pan na przeszkody w rozwoju rynku energii. Dlaczego nie udało się ich przezwyciężyć?

Energetyka, nie tylko zresztą w Polsce, ma silną reprezentację polityczną – to pewnie jeden z powodów. Ale jak przyjrzymy się efektom pracy regulatora, to dużo jednak udało się zrobić dla budowania wolnego rynku energii elektrycznej. Nie ma rewolucji, ale jest wiele zmian. Weźmy choćby te, które zostały zawarte w projekcie nowelizacji prawa energetycznego, zgłoszonych przez URE na etapie konsultacji międzyresortowych. W projekcie są przepisy wzmacniające pozycję odbiorców energii i paliw, takie jak: uprawnienie odbiorcy do rozwiązania umowy sprzedaży energii elektrycznej bez ponoszenia dodatkowych kosztów, zobowiązanie sprzedawców do sporządzania i publikowania ofert sprzedaży, zobowiązanie operatorów do publikowania listy sprzedawców, którzy działają na terenie tego operatora, oraz wzorów umów zawieranych z użytkownikami systemu, kontrola przygotowania i realizacji programów zgodności, dostęp odbiorców do giełdy. Jeżeli chodzi o obrót giełdowy, to moim zamierzeniem było od początku włączenie dodatkowego elementu do gry rynkowej, zdominowanej przez przewidywalne w sumie postawy (raczej kooperacyjne niż konkurencyjne) dotychczasowych graczy. Kompromisowe rozwiązania nie są idealne, ale to z pewnością krok naprzód. Mam nadzieję, że z czasem politycy przekonają się do postulatu wydzielenia właścicielskiego operatorów systemów dystrybucyjnych. To jeden z ważnych elementów w drodze do budowania konkurencji i bezpieczeństwa energetycznego Polski. Z czasem dojdzie też do wzmocnienia pozycji regulatora, zwłaszcza w obszarze jego wpływu na kształtowanie rynku i niezależności.

Firmy energetyczne twierdzą, że teraz jest dobry moment na uwolnienie cen energii dla gospodarstw domowych, ponieważ na rynku hurtowym są one dość stabilne i nie za wysokie. Jak pan ocenia tę argumentację?

Proces przechodzenia od monopolu do wolnego rynku wymaga czasu. Najpierw trzeba zbudować silne podstawy do rozwoju rynku i konkurencji, potem uwolnić ceny. Nie zamierzam wrzucać zwykłego Kowalskiego do basenu pełnego rekinów. On nie jest Jamesem Bondem, nie poradzi sobie.