Dzisiaj nasze wyzwania są w znacznej mierze podobne do tych, z którymi się borykały (lub też wciąż borykają się) kraje rozwinięte. A głównym problemem, jaki napotykają przywódcy tych państw przy przeprowadzaniu niezbędnych reform, jest obawa o utratę popularności. Skrajnym przykładem jest Grecja – dziś wręcz symbol kraju, w którym kolejne ekipy rządowe wolały nie podejmować trudnych decyzji, by przypadkiem nie stracić poparcia. Teraz wraz z Irandią, Hiszpanią i Portugalią tworzy grupę państw Unii o podwyższonym ryzyku, w skrócie PIGS, od pierwszych liter nazw krajów.
Nie jest łatwo przekonać do reform. Niestety jednak większość sukcesów reformatorskich zostało odniesionych w warunkach kryzysu. Zaczynając od reform Thatcher, które były odpowiedzią na utratę przez Wielką Brytanię dystansu do szybciej rozwijających się gospodarek Europy kontynentalnej poprzez reformy irlandzkie będące odpowiedzią na głęboki kryzys fiskalny gospodarki. Z kolei Słowacja prześcignęła nas w reformach gospodarki po populistycznych rządach premiera Meciara, kiedy istniało zagrożenie, ze kraj ten nie wejdzie nawet wraz pozostałą trójką do NATO i UE.
Dla nas jednak ciekawszym przypadkiem są rządy Partii Pracy w Wielkiej Brytanii, która pokonała konserwatystów w 1997 roku z hasłami odnowy. Do 1997 roku Partia Pracy kojarzyła się z poglądami socjalistycznymi i była w znacznej mierze uzależniona od związków zawodowych. Jednak od 1997 roku Partia Pracy kontynuowała de facto reformatorskie wysiłki rządów Thatcher (w nowej medialnej oprawie) pod mniej radykalnymi hasłami, niż czyniła do Żelazna Dama na początku lat 80. Była skuteczna i popularna między innymi dlatego, że w sposób doskonały opanowała nowoczesne techniki medialne.
Dziś media są zupełnie inne niż 10, a tym bardziej 20 lat temu. Każda informacja rozprzestrzenia się natychmiastowo, a reakcja na nią jest równie szybka. To relatywnie tania i błyskawiczna możliwość sprawdzenia opinii społeczeństwa o każdej propozycji. Te wszystkie czynniki powodują, że obecnie główną wagę w reformowaniu gospodarki ma komunikacja.
Reklama
Odpowiedź na to, co w Polsce należy zrobić, aby gospodarka funkcjonowała sprawnie, nie jest specjalnie trudnym zadaniem. O ile na początku lat 90. jako pierwsi musieliśmy wyznaczać drogę z gospodarki centralnie sterowanej do rynkowej, o tyle w obszarach takich, jak emerytury, edukacja, pomoc społeczna, system podatkowy, które określają nasze dzisiejsze problemy, od lat istnieją gotowe bliskie optymalnym rozwiązania. Oczywiście nie jest tak, że nie ma tu żadnych dylematów, ale przy dzisiejszej wiedzy istnieje znacznie większa możliwość oceny i wybrania rozwiązań dla nas optymalnych.
Najtrudniej jest w ochronie zdrowia, gdzie poziom skomplikowania systemu i brak wzorców, które można by określić mianem bliskich doskonałości, powodują, że wybór docelowego rozwiązania dla Polski jest wciąż trudny. Jednak w przypadku pozostałych obszarów decyzja o tym, co trzeba zrobić, jest relatywnie łatwa. Należy się zatem skupić nad tym „jak”. Dlatego też wysiłek powinien zostać skupiony na informowaniu społeczeństwa i przekonywaniu go o potrzebie zmiany. Chodzi o to, żeby informacja była na tyle powszechna, aby nie można było robić ludziom „wody z mózgu” i tak jak w przypadku przyjęcia euro straszyć utratą suwerenności lub też zubożeniem społeczeństwa.
Proszę zauważyć, że dziś z rzadka nawołuje się do podwyżek podatków czy zwiększania deficytu. Lat temu 10 tego typu nawoływania zdarzały się znacznie częściej. Dziś świadomość tego, że za przywileje emerytalne ktoś inny musi zapłacić, jest powszechna. Tak jeszcze nie było 10 lat temu. Naprawdę dziś kluczowym sposobem na przeprowadzenie reform jest bardzo szeroka informacja. Głównie medialna.
Premier, który zdecydował się nie kandydować na prezydenta, ma czas i możliwości, aby skupić się na tego typu zadaniach. A dla przypomnienia Partia Pracy rządzi w Wielkiej Brytanii już 13. rok. I jeśli przegra, to z powodu kryzysu i zadłużenia gospodarki, a nie swych wcześniejszych reform.