Można więc mówić o pozytywnej i błyskawicznej zmianie nastrojów na GPW, po tym jak wczoraj indeksy traciły ok. 2 proc. po informacjach o śledztwie w sprawie Goldman Sachs i na fali obaw o skutki erupcji islandzkiego wulkanu. Jednak rynek nigdy nie bywa jednoznaczny. Po pierwsze, dzisiejszy wzrost rozegrał się przy niższych niż wczoraj obrotach, co nie świadczy bynajmniej o zapale inwestorów do kupowania akcji. Po drugie zatrzymał się na górnym ograniczeniu luki bessy, która powstała na wykresie po wczorajszych spadkach. Można mówić o zamknięciu tej luki, ale można też łatwo dojść do wniosku, że część inwestorów, która spóźniła się ze sprzedażą akcji w piątek, właśnie miała okazję do zrobienia tego po korzystnych cenach i stąd wzrost został zahamowany właśnie na tym poziomie. Kupujący będą musieli wykazać nieco więcej determinacji, żeby przełamać ten poziom (ok. 2575 pkt) i dopiero wtedy będziemy mogli spokojnie powiedzieć, że rynek wrócił do tendencji wzrostowej.

Trzeba dodać, że są do tego powody. Dzisiejsze dane o produkcji przemysłowej (wzrost o 12,3 proc. r/r) czy wczorajsze o płacach budują obraz dobrze rozwijającej się gospodarki, co przy spadającej inflacji jest argumentem za trzymaniem akcji. Kolejne raporty kwartalne z Wall Street - w tym dziś publikowane wyniki Goldman Sachs - przekraczają oczekiwania stawiane im przez analityków. O ile na tle publikacji wyników rynek mógł zapomnieć o aferze Goldman Sachs, o tyle kłopoty Europy związane z erupcją wulkanu mogą o sobie szybko przypomnieć, jeśli naturalnie nic się szybko nie zmieni. Greckie obligacje biją zaś kolejne rekordy - rentowność papierów 10-letnich wzrosła dziś do 7,88 proc. i ta sprawa także wymaga podjęcia pilnych działań.

Na rynku walutowym nie zaszły dziś większe zmiany - złoty umocnił się nieznacznie wobec dolara, euro i franka. Ropa, złoto i miedź odrobiły wczorajsze straty, ale na tych rynkach największą przecenę zanotowano w piątek i te spadki wciąż jeszcze są widoczne w notowaniach.