Piątek był spokojnym dniem. Wydaje się, że wróciliśmy do normalności. Grecja zeszła z wokandy, nie pojawiła się nowa depesza o kolejnych zmianach regulacyjnych. Po raz pierwszy od 13 dniu spadł też dolarowy Libor, czyli wskaźnik jaki wszyscy obserwowali po upadku Lehman Brothers.

Handel na warszawskim parkiecie o poranku krążył wokół wczorajszego zamknięcia, ale dość szybko notowania wywędrowały na wzrosty o niecały 1 proc. Przez większość dnia przybywaliśmy w wąskim kanale, z którego pod sam koniec nastąpiło wybicie na północ. Dzięki już trzeciej białej świecy na dziennym wykresie wybiliśmy się powyżej jednomiesięcznej linii trendu spadkowego. To oczywiście pozytywny znak, dobrze rokujący na przyszłość.

Nasz parkiet uodpornił się nieco od tego co dzieje się na Wall Street, która na otwarciu nie promieniała optymizmem. Wydaje się, że Amerykanie tym razem nie będą już liderem zwyżek jak to miało miejsce podczas ostatniej fali wzrostowej. Po prostu silny dolar zaczyna przeszkadzać spółkom giełdowym. Same dane też nie należały do najlepszych. Wydatki Amerykanów nie wzrosły po raz pierwszy od września, a indeks Chicago PMI spadł bardziej od prognoz. Wzrósł jedynie indeks nastroju Uniwersytetu Michigan.

Na rynku walutowym euro po wczorajszym silnym umocnienia z końca dnia dzisiaj złapało zadyszkę. Widzieliśmy jednak wybicie powyżej szczytu z wtorku co można uznać za sukces. Złoty był słaby. Rano co prawda notował zwyżki względem dolara czy euro, ale z biegiem czasu nasza waluta traciła. Po dzisiejszych komentarzach można wywnioskować, że droga Marka Belki na stanowisko szefa NBP nie będzie usłana różami. Z drugiej jednak strony po dwóch dniach silnego umocnienia przystanek nie jest niczym nadzwyczajnym.

Reklama